Chcielibyśmy rozmawiać o wizji Unii Europejskiej i naszym miejscu w Unii, bo jesteśmy w tym wiarygodni. Do roku 2015 nasza pozycja i nasze wpływy były poza granicą marzeń innych krajów dawnego RWPG. Chcemy rozmawiać z Polakami o nowym budżecie unijnym, post-2020 i jego wykorzystaniu dla naprawy służby zdrowia. Dla PiS debata o UE jest niewygodna, stąd ucieczka na podwórko krajowe i licytacja na transfery socjalne. Czyli nie na temat!
PiS chce reformować UE, wrócić do jej korzeni chrześcijańskich i tworzyć nowy unijny traktat.
Nikt ich nie słucha, gdy mówią o przyszłości UE, bo zapracowali na osamotnienie i utratę wiarygodności. Zamiast beznadziejnej misji re-chrystianizacji Europy, premier Morawiecki powinien się zatroszczyć o to, by zbyt ścisłe związki Kościoła z PiS nie spowodowały de-chrystianizacji Polski! Z mętnej gadaniny o reformie UE można wyłowić dwa postulaty, oba sprzeczne z polską racją stanu. Po pierwsze, chcą, by Unia byłą bardziej międzyrządowa, kosztem kompetencji wspólnotowych Komisji Europejskiej. Jakby nie wiedzieli, że właśnie Komisja jest orędownikiem małych i średnich krajów, a na forum międzyrządowym wygrywają najsilniejsi. Co jest śmiertelnie niebezpieczne dla Polski w czasie prezydentury Trumpa, który pobudza grę narodowych egoizmów w globalnym świecie. Po drugie, chcą reformować Unię poprzez nowe traktaty, jakby nie wiedzieli, że jest to szansa dla antyeuropejskiej kampanii tam, gdzie zmiana traktatu wymaga narodowego referendum. Jak w Francji w roku 2005, kiedy „polski hydraulik” stał się negatywnym bohaterem referendum, chociaż był dla francuskich rodzin bardziej użyteczny, niż jego francuscy koledzy po fachu.
Według Kaczyńskiego, stawką tych wyborów jest obrona złotówki. Nie ma pan wrażenia, że PO zawiodła nie przeprowadzając przez lata swoich rządów rzetelnej debaty na temat plusów i minusów z wprowadzenia unijnej waluty?
Kampania wyborcza nie sprzyja racjonalnej rozmowie z Polakami o tym, co najważniejsze dla nich, ich dzieci i wnuków. Liczy się jedynie zysk lub strata w najbliższych wyborach. Również w kwestii euro. Polacy zostali mocno nastraszeni, że euro równa się drożyzna, albo nawet utrata suwerenności. Straszył kandydat na prezydenta Duda w roku 2015, chociaż sam wolał trzymać oszczędności w euro, a teraz straszy Kaczyński. Przypomina mi to „strachy na Lachy” z czasu referendum akcesyjnego 2003, kiedy straszono Polaków, że zaleje nas zachodnia żywność i wykupią polską ziemię. Bzdura! Mamy wielomiliardową nadwyżkę w eksporcie produktów rolnych i nieszczęsną ustawę PiS o gruntach rolnych, która w pierwotnym projekcie była zamachem na ojcowiznę, a nawet po tegorocznej nowelizacji utrudnia obrót ziemią. Teraz nasz kra, z winy PiS traci wiarygodność w UE, bo jeśli się podjęło zobowiązanie akcesyjne o przyjęciu euro, to nie zyskuje się na wiarygodności, jeżeli odkłada się przyjęcie unijnej waluty na wieczne nigdy.
PO będzie chciała wrócić po wyborach do debaty o euro, czy się boicie?