Lam przyznała, że prace władz Hongkongu nad ustawą, która doprowadziła do politycznego kryzysu w Hongkongu i masowych demonstracji były "całkowitą porażką".
Szefowa administracji Hongkongu zapewniła też, że "nie ma planu", by rozpocząć na nowo debatę o kontrowersyjnej ustawie.
- 18 czerwca przekazałam moje szczere przeprosiny - podkreśliła. - Powodem tych żalów (które doprowadziły do protestów - red.), były działania rządu. Nadal wyrażane są wątpliwości, czy rząd nie przedstawi ustawy ponownie. Nie ma takiego planu. Ustawa jest martwa - zapewniła Lam.
Na mocy ustawy mieszkańcy Hongkongu mogli być sądzeni przed sądami w Chinach, podporządkowanymi Komunistycznej Partii Chin. Ustawę postrzegano jako cios w prawa obywatelskie przysługujące mieszkańcom byłej brytyjskiej kolonii, funkcjonującej w Chinach w ramach zasady "jedno państwo - dwa systemy". Zgodnie z tą zasadą mieszkańcom Hongkongu przysługują prawa, których są pozbawieni mieszkańcy pozostałych części kraju - m.in. prawo do protestu, czy dostęp do niezawisłych sądów.
Przyjęcie przez władze Hongkongu ustawy, pozwalającej na ekstradycję mieszkańców Hongkongu do Chin, doprowadziło do protestów, w czasie których dochodziło do starć demonstrantów z policją. W związku z protestami ustawę zawieszono, ale mimo to nadal dochodziło do demonstracji - protestujący domagali się całkowitego wycofania się z ustawy przez władze Hongkongu, a część chciała również dymisji Lam.