Pole rozgrywki wewnętrznej zostało jasno zarysowane: Zbigniew Ziobro obroni się tylko wtedy, jeśli bezdyskusyjnie odetnie się od swoich ludzi i wymyśli przekonującą „legendę" tłumaczącą to, co działo się przez ostatnie lata w Ministerstwie Sprawiedliwości.
– Jeśli chodzi o odpowiedzialność polityczną ministra Ziobry, nic nie wskazuje na to, żeby miał jakąkolwiek wiedzę o tym, co ewentualnie mieliby robić jego podwładni w Ministerstwie Sprawiedliwości – mówił wicepremier Jarosław Gowin w programie Onet.pl. (co zresztą dla Ziobry jest opinią kompromitującą). Gowin dodawał też, że nie należy „ferować wyroków, dopóki nie usłyszymy drugiej strony". Podobnych argumentów użył Piotr Mueller, rzecznik rządu, w rozmowie z „Rz". Jednocześnie, w ramach budowania zasłony dymnej, PiS zajął się walką z koncepcją zgłoszona przez PO, ponownego oddzielenia prokuratury od resortu sprawiedliwości, choć w natłoku faktów jest to kwestia na razie drugoplanowa.
Prezes partii natomiast czeka. Tak jak w przypadku afery z działką przy u. Srebrnej czy wahadłowych lotów marszałka Kuchcińskiego i innych sytuacjach niewygodnych dla PiS. Jarosław Kaczyński milczy, by wybrać najlepszy moment i wystąpić jako ojciec narodu albo chociaż tego narodu chrzestny.
Dymisja wiceministra Piebiaka została przyjęta przez premiera Morawieckiego błyskawicznie, co trochę przeczy tezie o „konieczności wysłuchania drugiej strony". Szef rządu nie chciał czekać na tłumaczenia, bo materiał przedstawiony przez Onet i materiały ukazujące się w internecie na temat aktywności trolli żyjących w idylli pod skrzydłami niedowidzącej Temidy nie pozwoliły Morawieckiemu na przymknięcie oczu.
– Natomiast ze względu na pewne okoliczności, które wystąpiły, taka decyzja ze strony pana ministra Piebiaka została podjęta i ja tę dymisję przyjmę – tłumaczył szef rządu podczas konferencji prasowej.