Polityka białego Amerykanina. Coraz mniej kandydatów na prezydenta USA

Jedno wiadomo: kolejnym prezydentem USA będzie mężczyzna grubo po siedemdziesiątce.

Publikacja: 08.03.2020 21:00

Bernie Sanders, Donald Trump i Joe Biden

Bernie Sanders, Donald Trump i Joe Biden

Foto: AFP

Korespondencja z Nowego Jorku

Jeszcze pół roku temu wyglądało to zupełnie inaczej. O nominację Partii Demokratycznej ubiegało się ponad 20 osób reprezentujących różne grupy demograficzne.

Oprócz tradycyjnych graczy w amerykańskiej polityce, czyli białoskórych mężczyzn, o poparcie wyborców walczyli Afroamerykanie, Amerykanin azjatyckiego pochodzenia, kandydaci z doświadczeniem w polityce i zupełni nowicjusze, kandydaci bijący rekordy wieku - w obie strony: najmłodsi i najstarsi. Oraz spora grupa kobiet.

Rewolucji nie będzie

Liczny udział kobiet zapowiadał kolejny – po Baracku Obamie, który był pierwszym czarnoskórym prezydentem Ameryki – przełom w historii wyborów prezydenckich w USA, szczególnie po tym jak w 2016 r. Hillary Clinton przełamała bariery, zdobywając nominację Partii Demokratycznej, po wyborach w 2018 r. rekordowa liczba kobiet zasiadła w Kongresie, a przewodniczącą Izby Reprezentantów została Nancy Pelosi.

Po superwtorku (3 marca) na polu walki w tegorocznych prawyborach demokratycznych zostało dwóch białych mężczyzn. Jeden z nich otrzyma nominację, a w listopadzie zmierzy się z urzędującym prezydentem Donaldem Trumpem.

Kolejnym prezydentem będzie białoskóry mężczyzna: albo socjalista, albo umiarkowany demokrata, albo konserwatysta.

Z demograficznego punktu widzenia rewolucji zatem nie będzie, oprócz tego, że bez względu na to, który wygra listopadowe wybory, zapisze się w historii Ameryki jako najstarszy prezydent obejmujący urząd.

Przeczytaj także: Bernie Sanders. Czy to nowy faworyt Kremla?

Ostatni tydzień obfitował w zwroty akcji na polu walki o nominację Partii Demokratycznej. Po superwtorku, w którym prawybory odbywały się w 14 stanach i Samoa Amerykańskim, na prowadzenie wyszedł były wiceprezydent Joe Biden.

Warren: Myliłam się

Kampania Bidena powstała niczym z popiołu, też dzięki temu, że z wyścigu o nominację po Karolinie Południowej wycofało się dwoje kandydatów centrum Pete Buttigieg oraz Amy Klobuchar. Zamykając drzwi swoich sztabów wyborczych, udzielili poparcia Bidenowi.

Po bardzo słabych wynikach we wtorkowym głosowaniu w ich ślady poszedł miliarder Michael Bloomberg, który zapowiedział, że będzie wspierał Joe Bidena.

W czwartek kampanię zawiesiła kandydatka skrzydła liberalnego senator Elizabeth Warren. Mimo że 51 proc. wyborców twierdzi, że nie ma nic przeciwko temu, żeby kobieta była prezydentem, i mimo że większość demokratów biorących udział w prawyborach to kobiety, Warren nie przebiła się na pierwsze miejsce w żadnym ze stanów głosujących do tej pory. Nawet w jej rodzinnym Massachusetts Biden i Sanders prześcignęli ją w liczbie głosów.

– Na początku kampanii ktoś mi powiedział, że są tylko dwie drogi w tych wyborach: progresywna, którą zajmuje Bernie Sanders, i umiarkowana – dla Joe Bidena, i że nie ma miejsca dla nikogo innego. Nie chciałam w to wierzyć, ale jak się okazuje, myliłam się – powiedziała w czwartek Warren. – Potrzeba jeszcze czasu, zanim udowodnimy, że kobiety są wyjątkowo wykwalifikowane do tego, żeby dowodzić Stanami Zjednoczonymi – dodała senator Kamala Harris, była kandydatka na prezydenta.

Bezpieczna opcja

W obecnym cyklu wyborczym najważniejszym aspektem dla demokratycznych wyborców jest „wybieralność” kandydata w starciu z kontrowersyjnym konserwatystą Donaldem Trumpem.

Bernie Sanders ma duże poparcie młodych wyborców, a jego socjalistyczna agenda wywindowała go do pozycji jednego z dwóch liderów w tegorocznych prawyborach. Nie ma jednak poparcia establishmentu Partii Demokratycznej, dla której jest zbyt progresywny.

Tutaj przewagę ma umiarkowany demokrata Joe Biden, z ponad 40-letnim doświadczeniem w Waszyngtonie.

– To bezpieczna opcja ideologicznie – mówią obserwatorzy.

Cel Bloomberga

Kredytu zaufania wyborcy nie dali nawet byłemu burmistrzowi Nowego Jorku, miliarderowi Michaelowi Bloombergowi, który postrzegany był jako alternatywa do Joe Bidena, w momencie, gdy były wiceprezydent zaczął spadać w sondażach.

Na kampanię wyborczą wydał ponad pół miliarda dolarów, w tysiącach reklam wyborczych atakował Donalda Trumpa, ale nie przekonał tym wyborców. To, że nie będzie go wśród kandydatów, nie oznacza, że wycofuje się z kampanii wyborczej.

– Nie otrzymam nominacji, ale nie porzucę najważniejszej walki politycznej w moim życiu – powiedział Bloomberg w środę. Celem tej walki jest pozbawienie Donalda Trumpa szansy na kolejne cztery lata w Białym Domu. Na razie nie wiadomo, czy cel ten będzie realizował przez kontynuowanie kampanii przeciwko obecnemu prezydentowi, czy poprzez wsparcie Joe Bidena, jak obiecał kilka tygodni temu.

Przed Bidenem i Sandersem intensywny miesiąc. Do 7 kwietnia głosowania odbywać się będą w 16 stanach i Portoryko. Niektóre to stany kluczowe, o dużej liczbie delegatów, jak np. Floryda (219), Illinois (155) czy Georgia (105). Po zwycięstwie w Karolinie Południowej, w której los jego kampanii zmienił się o 180 stopni, były wiceprezydent zebrał ponad 20 milionów dolarów.

To ogromny zastrzyk pieniędzy dla sztabu Bidena, który przed superwtorkiem nie mógł pozwolić sobie na działalność w niektórych ważnych stanach. Mając 75 delegatów więcej niż Bernie Sanders, pozycja Bidena nabiera mocy, ale potrzebuje 1991 do uzyskania nominacji, trzeba więc zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko jeszcze może się zmienić.

Teraz sześć stanów

W najbliższy wtorek prawybory odbędą się w sześciu stanach, w tym w Michigan, gdzie do podziału jest 125 delegatów, Missouri z 68 delegatami i Waszyngtonie – 89. Wygrana w Michigan dla senatora Sandersa oznaczać będzie to co Karolina Południowa dla Joe Bidena. To stan, w którym wygrał w prawyborach w 2016 r., oraz stan, który odegrać może ważną rolę w ostatecznej rozgrywce. Michigan to obok Wisconsin i Pensylwanii jeden z tradycyjnie demokratycznych stanów, które w 2016 r. opowiedziały się za Donaldem Trumpem.

Zarówno dla Sandersa, jak i Bidena zwycięstwo w Michigan to kluczowy element ich drogi politycznej, też m.in. dlatego, że może nadać kierunek głosowaniom w niedalekim Ohio i Illinois.

Korespondencja z Nowego Jorku

Jeszcze pół roku temu wyglądało to zupełnie inaczej. O nominację Partii Demokratycznej ubiegało się ponad 20 osób reprezentujących różne grupy demograficzne.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Świat zapomniał o Białorusi. Co na to przeciwnicy dyktatora?
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Wybory do PE. Czy eurosceptycy zatrzymają integrację?
Polityka
Wiceminister obrony Rosji zatrzymany za łapówkę. Odpowiadał za majątek armii