„Jako prezydent Tymczasowej Rady Stanu Narodu Polskiego – Społecznego Komitetu Konstytucyjnego, którego celem jest aktywne działanie na rzecz ochrony człowieka, respektowania i egzekwowania naturalnych praw człowieka, Konstytucji i demokracji w Polsce, czuję się w obowiązku uformować Tymczasowy Narodowy Rząd Polski" – ogłosiła w sobotę Teresa Garland, stojąc przed zamkiem na Wawelu.
Pisze o sobie w internecie, że z wykształcenia jest „menedżerem i projektantką mody, artystką". Dodaje, że w przeszłości była wielokrotnie bezrobotna, a obecnie pracuje jako specjalista monitoringu płatności. Nie jest postacią całkiem anonimową w polityce. W 2015 roku kandydowała do Sejmu z komitetu Grzegorza Brauna „Szczęść Boże!" i próbowała zarejestrować swoją kandydaturę przed ostatnimi wyborami prezydenckimi. Od soboty jest samozwańczym prezydentem, złożyła ślubowanie na Wawelu.
Niezwłocznie przystąpiła też do formułowania rządu i ogłosiła nawet jego wstępny skład. Premierem został szef Stowarzyszenia Opcja Społeczna Andrzej Pochylski, a wśród ministrów są m.in. poseł Koalicji Polskiej Jarosław Sachajko i szef Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski. Pierwszy został ministrem rolnictwa, a drugi – sprawiedliwości.
O swoich planach Garland nie chciała z nami rozmawiać. W swoim sobotnim exposé mówiła m.in., że „dalsze utrzymywanie obecnych rządów u władzy spowoduje rozbiór terytorialny Polski, masową eksterminację Polaków w krótkim czasie, między innymi już wystartowała akcja atakowania Polaków z powietrza za pomocą dronów".
– To element ciekawego zjawiska – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny. – Sprzyjają mu kryzys zaufania do państwa, dopuszczalność formowania nowych ruchów, a także polska ułańska fantazja – dodaje.