– To wielkie wyzwanie. Muszę podołać wszystkim zobowiązaniom – oświadczył dr Łukasz Kamiński tuż po tym, jak Sejm powołał go w piątek na nowego prezesa IPN. Dodał, że większość jego pierwszych działań jako prezesa będzie dotyczyła spraw organizacyjnych, niezbędnych, by instytut sprawnie funkcjonował. Powtórzył, że chce uprościć procedury w pionie archiwalnym, przyspieszyć prace pionu lustracyjnego oraz zintensyfikować prace pionu edukacyjno-badawczego.
Za kandydaturą Kamińskiego opowiedziało się 372 posłów, ośmiu było przeciw, tylu samo wstrzymało się od głosu. Poparło go 190 przedstawicieli PO, 139 – PiS, 24 – PSL i 15 – PJN. Klub SLD nie wziął udziału w głosowaniu.
Platforma z dyscypliną
Choć większość posłów PO chwali Kamińskiego, są i tacy, którzy podnieśli rękę za jego kandydaturą tylko dlatego, że obowiązywała dyscyplina klubowa. – Argument był taki, że myśmy uruchomili pewien proces, to była nasza ustawa i na końcu tego procesu wyłoniony został kandydat. Teraz nie możemy powiedzieć "nie" – tłumaczy swój wybór wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. Ale dodaje: – Obawiam się, że może stać się drugim Kurtyką.
Z dyscypliny klubowej wyłamali się posłowie Stanisław Huskowski, który głosował przeciw, oraz Jerzy Borowczak, który wstrzymał się od głosu. Swój krok uzasadniał niedawną wypowiedzią Kamińskiego, w której ten nie odciął się od książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii".
Kamińskiego broni Jarosław Gowin: – Myślę, że to bardzo profesjonalny historyk. Osoba znana z talentów organizacyjnych, co przy kierowaniu tak ogromną instytucją ma bardzo duże znaczenie – mówi, choć zaznacza, że osobiście go nie zna.