Na półtora roku przed końcem kadencji Emmanuel Macron potrzebuje nowego otwarcia. Z braku wielkiego pomysłu na przebudowę kraju, ma je uosabiać zmiana szefa rządu. W piątek rano prezydent ogłosił więc, że już dziękuje premierowi i całemu rządowi. Kolejnym szefem rządu został Jean Castex.
Philippe najwyraźniej spodziewał się takiego obrotu sprawy. Rzecz rzadka we Francji, wziął udział w wyborach samorządowych i został w minioną niedzielę tryumfalnie wybrany na nową kadencją na burmistrza Hawru, wielkiego portu w Normandii. To dawało mu wybór: desygnować zastępcę gdyby nadal pozostał premierem lub samemu objąć funkcje jeśli straci stanowisko w Paryżu. Teraz wybierze to pierwsze.
Ale nie chodzi tylko o wygodną synekurę. Sukces 50-letniego polityka w macierzystym mieście został osiągnięty na tle spektakularnej porażki przytłaczającej większości kandydatów partii Macrona Le Republique en Marche (LREM) w innych wielkich miastach kraju. Sam Philippe, który przezornie nigdy nie przystąpił do LREM i pozostał wierny gaullistowskim Republikanom (LR) systematycznie notuje zresztą w sondażach większe poparcie od prezydenta. W ostatnim dla Kantaru zbiera 40 proc. pozytywnych opinii (56 proc. negatywnych) wobec 33 proc. (64 proc.) dla Macrona. To duża różnica w przypadku tandemu, który miał bronić tej samej polityki.
Za tym kryje się różnica stylów. Philippe, trochę w stylu Angeli Merkel, jest konkretny, precyzyjny, spokojny. Macron, jak to często u francuskich prezydentów, ma skłonność do wielkich deklaracji, śmiałych wizji za którymi niekoniecznie idą twarde zmiany.
Obaj politycy różnili się też w decyzjach, choć z uwagi na funkcję prezydent rzecz jasna stawiał na swoim. Philippe, który uwierzył w to, że trzeba na serio zadbać o środowisko, bronił podwyżek podatków na olej napędowy i ograniczenia do 80 km/h prędkości na drogach krajowych, co okazało się zapłonem dla ruchu Żółtych Kamizelek. Macron od razu ustąpił. Podobnie premier upierał się przy podniesieniu do 64 lat wieku, gdy przysługuje pełna emerytura bo był przekonany, że Francja musi powstrzymać wzrost zadłużenia i docelowo - obniżyć podatki. Macron, gdy ludzie wyszli na ulice, znów szybko dał za wygraną. Nie spodobało mu się także, gdy szef rządu otwarcie mówił, że blokada z powodu pandemii “dobije” gospodarkę.