Dzięki darowiznom i wpłatom na fundusze wyborcze partie polityczne dostają rocznie kilka milionów złotych. Datki od obywateli to spore sumy, pomagające utrzymać rozrośnięte struktury – etaty, biura, a w przypadku wyborów – sfinansować bardziej okazałą kampanię. Wyborcy inwestują w partie, bo mają nadzieję, że te rozwiążą ich problemy. Potem wielu się tego wstydzi.
Partie utrzymują się głównie z subwencji, jakie otrzymują z budżetu państwa (np. w 2011 r. PO otrzymała ponad 37 mln zł, PiS blisko 27 mln, Ruch Palikota prawie 11,3). Jednak dodatkowo każdy obywatel może rocznie zasilić fundusz wyborczy partii kwotą prawie 21 tys. zł. Wpłaty muszą być jawne. Na listach darczyńców są artyści, szefowie znanych firm, rodziny polityków. Wielu nie chce, by o nich pisano i ujawniano ich preferencje wyborcze. – Poprosiłem kiedyś przyjaciela, znanego prezesa dużej firmy, by oficjalnie wsparł moją kampanię. Powiedział mi tak: – Stary, zawsze, tylko że nie pod nazwiskiem, bo mnie potem zjedzą – wiesz, jak jest. Pieniędzy więc nie wpłacił – opowiada jeden z posłów PiS.
Łukasz Pawełek, skarbnik Platformy Obywatelskiej, zapewnia w rozmowie z „Rz", że partia nie zabiega o takie datki (im większa partia, tym większa subwencja). – Środki komitetu wyborczego to głównie pieniądze budżetowe. Wpłaty na fundusz to przede wszystkim wpłaty na konkretnego, ulubionego kandydata, a nie na partię jako taką – tłumaczy Pawełek.
Afera za aferą
Przed ostatnimi wyborami PO zaostrzyła warunki przyjmowania darowizn od osób fizycznych. – Kandydaci musieli składać oświadczenie, że znają osobę, która ich finansowo wspiera, i że za nią odpowiadają. Nie chcieliśmy mieć niespodzianek – dodaje skarbnik PO.
To efekt m.in. afery hazardowej. Po jej wybuchu wyszło na jaw, że PO finansowali bohaterowie skandalu: biznesmeni branży Jan Kosek i Ryszard Sobiesiak (w 2006 i 2005 r. wpłacili na fundusz wyborczy partii Tuska odpowiednio 10 i 18 tys. zł). Legalne wpłaty, w kontekście skandalu z blokowaniem zmian dla branży hazardowej, uderzyły w wizerunek PO. W ujawnionych przez „Rz" stenogramach Sobiesiak „dociskał" telefonami Zbigniewa Chlebowskiego, posła PO i ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, aby wycofali projekt ustawy o grach losowych zakładający dodatkowy podatek od automatów.