Polskie samorządy są – według danych Skarbu Państwa – właścicielem blisko 4,2 tys. przedsiębiorstw komunalnych i spółek. I wciąż bardzo niechętnie je prywatyzują, nawet mimo kryzysu. Za to hojnie – i często bez racjonalnego uzasadnienia – obdzielają stanowiskami w tych spółkach zaufane osoby, niekoniecznie płacąc za kompetencje i zakres odpowiedzialności.
Majątek poza kontrolą
Samorządowe spółki z roku na rok rosną w siłę. Lokalne władze coraz częściej dokapitalizowują je, zamiast sprzedawać lub likwidować te słabsze. A do tych lepiej prosperujących przekazują gminne nieruchomości. Na przykład Warszawa ostatnio zdecydowała o przekazaniu miejskiego Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych spółce MPO (Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania).
Na poczet wniesionego do spółki majątku firma może teraz zaciągać wyższe kredyty, które nie wliczają się do zadłużenia miasta. Równocześnie jednak jest to „wyprowadzenie" majątku samorządu poza społeczną kontrolę. – Bo w sprawach, które dotyczą majątku miasta, radni mogą żądać wyjaśnień od urzędników i zazwyczaj je otrzymują. Ale już prezes spółki, pytany o ten sam majątek, może się zasłonić tajemnicą przedsiębiorstwa – zwraca uwagę warszawski radny opozycji Dariusz Figura (PiS).
64 tys. zł taką premię otrzymał w tym roku prezes Energetyki Cieplnej Opolszczyzny za wyniki spółki w 2011 r. Pobił rekord Opola
Z powodu obaw o utratę kontroli nad miejską infrastrukturą oraz utratą wpływu na kształtowanie polityki przedsiębiorstwa niemal każda prywatyzacja dużej spółki komunalnej – ciepłowni czy zakładów energetycznych – jest oprotestowywana.