Szefowa rządu, która miesiąc temu podczas swojego exposé zachęcała opozycję do współpracy, postanowiła na dziesięć dni przed wyborami samorządowymi wprowadzić w życie swoją ofertę. Zaproponowała liderom wszystkich partii, ze szczególnym uwzględnieniem opozycji, rozmowy o samorządzie, m.in. o obowiązkowym budżecie obywatelskim. Opozycja uważa, że jest to element kampanii wyborczej, a koalicja – że normalna demokratyczna debata.
– Debata na temat problemów samorządów jest słuszna – mówił w radiowej Jedynce Eugeniusz Grzeszczak, wicemarszałek Sejmu z PSL.
Jednak do pomysłu budżetu obywatelskiego – wydzielonej części wydatków samorządu, o których przeznaczeniu decydują bezpośrednio mieszkańcy – to nie polityków opozycji trzeba przekonywać, lecz raczej tych z koalicji. Przeciwny obowiązkowemu budżetowi partycypacyjnemu jest też prezydent Bronisław Komorowski, który w rozmowie z „Rzeczpospolitą" mówił, że warto promować dobre mody czy trendy w samorządach, np. budżet obywatelski, ale to nie znaczy, iż należy je wprowadzać na siłę.
Pomysł na przyjęcie ustawy o budżecie obywatelskim miało w ubiegłym roku PSL, ale po kilku miesiącach prac samo z niego zrezygnowało. Ludowcy chcieli, by w każdej gminie powyżej 5 tys. mieszkańców wydzielano na ten cel minimum 1 proc. wydatków, a więc kwoty naprawdę niebagatelne. W jaki sposób miały być rozdysponowane pieniądze – tego PSL-owcy nie chcieli regulować, pozostawiając to w gestii samorządów. W założeniach sprawa wyglądała niezwykle atrakcyjnie, ale ustawa nigdy nie powstała. Dlaczego? W nieoficjalnych rozmowach PSL-owcy mówili, że ujęcie takich propozycji w ramy prawne okazało się niezwykle skomplikowane, a poza tym same samorządy nie były temu szczególnie przychylne. Być może z tego powodu, że te z nich, które dotąd wprowadziły budżet obywatelski, przeznaczały na ten cel dużo mniej niż 1 proc. wydatków.
Warszawa, która w tym roku po raz pierwszy zaproponowała mieszkańcom rozdysponowanie części pieniędzy, oddała im do dyspozycji zaledwie 26 mln zł przy rocznym budżecie miasta wynoszącym 13 mld zł. W przyszłym roku władze stolicy planują podwyższyć tę kwotę o 10 mln zł. Tak czy inaczej do 1 proc. wydatków jest bardzo daleko.