40 tys. punktów to zegarek znanej firmy, a 180 tys. – podróż dookoła świata. Takie nagrody oferuje uczestnikom program linii lotniczych Miles & More. Z mil gromadzonych dzięki biletom kupowanym za publiczne pieniądze mogą korzystać w prywatnych celach m.in. ministrowie, urzędnicy i posłowie.
– Korzystanie z programu powinno być pod kontrolą. Korzyści powinny spływać do kasy Sejmu, a nie do kieszeni posła – alarmuje prof. Antoni Kamiński, były prezes Transparency International Polska.
Spore bonusy
Na świecie działają trzy liczące się sojusze linii lotniczych. Z polskiego punktu widzenia najatrakcyjniejszy jest Star Alliance, którego członkami są m.in. LOT, Brussels Airlines i Lufthansa. To właśnie on oferuje pasażerom program Miles & More. Nie ma w nim znaczenia, kto płaci za bilet, lecz kto leci. Dlatego mogą uczestniczyć w nim politycy, choć ich loty opłacane są z publicznych pieniędzy.
Za przelot do Warszawy z odległego miasta w kraju, np. z Rzeszowa albo Szczecina, można zarobić do tysiąca mil. Sejmowi rekordziści latają ponad sto razy do roku. Na liście najczęściej podróżujących są m.in. Jan Bury z PSL, Iwona Guzowska z PO, niezrzeszony Tomasz Górski, Wincenty Elsner z SLD i Andrzej Jaworski z PiS.
Dziurawe rejestry
O udziale w programie wprost mówią niektórzy posłowie. O to, czy uczestniczą w programie, spytaliśmy trzech ostatnich. Potwierdzili.