– Pracujemy nad nową odsłoną programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego – mówi „Rzeczpospolitej" wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. Obecny program, na podstawie którego rząd refunduje in vitro, wygasa 30 czerwca 2016 roku. Ministerstwo chce przedłużyć go o kolejne trzy lata. Zdaniem wiceministra prace są zaawansowane. – Program został już skierowany do zaopiniowania przez Agencję Oceny Technologii Medycznych – mówi Radziewicz-Winnicki.
Dlaczego resort zdrowia pracuje już nad nowym dokumentem? Zdaniem wiceministra program trzeba dostosować do przepisów przyjętej w czerwcu ustawy o in vitro. Wcześniejszy dokument powstawał, gdy nie było żadnych przepisów regulujących tę materię, więc ministerstwo nie zdecydowało się m.in. na dawstwo komórek rozrodczych.
Nowy program ma umożliwić finansowanie in vitro również wtedy, gdy nie da się uzyskać plemników i komórek jajowych. Dopuszczalne będzie wówczas skorzystanie z dawstwa gamet, a nawet całego zarodka. Nadal do programu będą mogły przystąpić pary, które – poza pewnymi wyjątkami – są w stanie udokumentować roczne zmagania z niepłodnością.
Jednak resort zdrowia twierdzi przede wszystkim, że kieruje się potrzebami społecznymi. – W dotychczasowym programie planowaliśmy udział 15 tys. par, a zakontraktowaliśmy 22 tys. – wyjaśnia Radziewicz-Winnicki.
Dlatego wzrosnąć ma też finansowanie. W latach 2013–2016 pierwotnie zaplanowano 247 mln zł. W kolejnej edycji programu rząd chce zaplanować 300 mln zł.
O dużych potrzebach społecznych mówi też Anna Krawczak ze Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian. – Reprezentuję ruch 1,5 mln ludzi, dla których decyzja o refundacji jest kluczowa. Poznałam pary, które zajmowały mieszkania komunalne, bo zadłużyły się na kosztowne leczenie in vitro – opowiada.