Donald Trump uważa, że wszystko będzie dobrze. Jego zdaniem rosnące w lawinowym tempie zadłużenie kraju uda się spłacić dzięki dochodom z właśnie wprowadzonych zaporowych ceł. A także szybszego wzrostu gospodarczego.
W tym przekonaniu prezydenta utwierdza Peter Navarro, doradca ds. ekonomicznych i zwolennik protekcjonistycznej polityki handlowej. Jego zdaniem cła, z których w ubiegłym roku wpłynęło do kasy państwa ledwie 100 mld dol., teraz przyniosą aż sześć razy więcej. Kalkulacja jest prosta: to 20 proc. rocznej wartości importu Ameryki. Tyle że większość ekspertów ostrzega, iż tak to nie działa. Wskazują, że gdy import jest obłożony cłami, to jego wartość spada, bo konsumenci rezygnują z zakupu droższych towarów. Podobnie ze wzrostem gospodarczym: zamiast zapowiadanego przez obecną administrację boomu – jest marazm. MFW ocenia, że w tym roku amerykańska gospodarka będzie rozwijać się w marnym tempie 1,8 proc.
Ameryka musi więc zmierzyć się z brutalną prawdą: przez dekady żyła ponad stan. Brytyjski „The Economist” pisze wręcz, że zapożycza się „jak uzależniony od używek narkoman”. I faktycznie, co kwartał amerykańskie zobowiązania federalne rosną o ok. 1 bln dol. Osiągają już 37 bln dol., co przekłada się na 107 tys. dol. na jednego obywatela, ale aż 320 tys. dol. na jednego podatnika.
Ameryka po przeszło 100 latach traci najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej
Świat przez lata finansował tę rozrzutność, bo żaden inny rynek kapitałowy nie był tak głęboki i nie wydawał się tak pewny jak amerykański. Ponieważ dolar nie miał rywala w roli waluty rezerwowej, amerykański skarb państwa mógł emitować na wielką skalę obligacje i znajdował na nie nabywców. Zdaje się to jednak kończyć. W ubiegłym tygodniu Moody’s dołączył do pozostałych dwóch czołowych agencji oceny ryzyka kredytowego (Standard & Poor’s oraz Fitch), odbierając USA najwyższą notę wartości długu. Ameryka miała ją nieprzerwanie od ponad wieku.
Także inwestorzy finansowi domagają się coraz większej premii za ryzyko kredytowania Stanów. Rentowność dziesięcioletnich amerykańskich obligacji skoczyła do 4,53 proc. (na przykład niemieckie to 2,6 proc.). To powoduje, że koszty obsługi długu zbliżają się do 1 bln dol. rocznie, a więc przekraczają wydatki państwa na obronę.