„Jako urzędujący Prezes Najwyższej Izby Kontroli zostałem poddany największej w najnowszej historii III RP, polityczno-kryminalnej intrydze zorganizowanej grupy przestępczej, mającej na celu zmuszenie mnie do rezygnacji z zajmowanego stanowiska” – alarmuje Marian Banaś w wydanym oświadczeniu i chce, by komisja śledcza wyjaśniła kulisy „zamachu na NIK”. Tak określa swoje kłopoty dotyczące oświadczeń majątkowych, w których, według CBA, podał nieprawdę. Wnioski te prezes Banaś wyciągnął z drugiej części raportu Prokuratury Krajowej „z badania spraw pozostających w zainteresowaniu opinii publicznej”.
Tyle tylko, że choć raport wskazuje pewne nieprawidłowości, to nie podważa ani wszczęcia śledztwa, ani jego dotychczasowych ustaleń, których finałem był skierowany w lipcu 2021 r. wniosek o uchylenie prezesowi NIK immunitetu. Sejm dotąd się nim nie zajął, prokuratura wniosek wycofała do uzupełnienia.
Co wynika z audytu Prokuratury Krajowej w sprawie prezesa NIK Mariana Banasia? Śledztwo trałowe i za szybkie
Śledztwo zainicjowały trzy zawiadomienia: złożone przez GIIF, CBA (po kontroli oświadczeń majątkowych Banasia) oraz przez posła Jana Grabca z KO. Od jesieni 2019 r. prowadzi je Prokuratura Regionalna w Białymstoku.
Co wytknął audyt Prokuratury Krajowej? To, że CBA za bardzo się przykładało do pracy – jego działania były „wielowymiarowe, kompleksowe i niezmiernie szybkie, przybierając formę tzw. śledztwa trałowego”, czyli za szeroko gromadzono dokumentację finansową czy billingi „bez poszanowania np. tajemnicy korespondencji”. Ale za zgodą sądu.