Prezes rady ministrów Donald Tusk do połowy lipca miał dość skromny gabinet polityczny, składający się z trzech osób: szefa gabinetu Pawła Grasia oraz dwóch głównych doradców, zajmujących się polityką historyczną: Wojciecha Dudy i Grzegorza Fortuny. Ci dwaj ostatni doradzali też Tuskowi za pierwszych rządów PO. Wszyscy trzej, tak jak Tusk, są po sześćdziesiątce, znają premiera i współpracują z nim od dziesięcioleci.
15 lipca do gabinetu politycznego dołączył ktoś, kto wyłamuje się z tego szablonu. Doradcą premiera został zaledwie 23-letni Franciszek Bielowicki.
Zdaniem KPRM o zatrudnieniu młodziutkiego doradcy zdecydowały kwalifikacje
W specjalnym kwestionariuszu wpisał, że w trzyletnim okresie poprzedzającym zatrudnienie w KPRM prowadził własną firmę Warsaw Memetica, zajmującą się marketingiem i reklamą, oraz pracował na umowie zlecenie w Platformie Obywatelskiej.
Dlaczego w tak młodym wieku dostał tak prestiżową pracę? Centrum Informacyjne Rządu wyjaśnia, że „ukończył on studia na dwóch wydziałach (ekonomii i filozofii) na University of Chicago, jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie”, a w środowisku PO działa od lat. „Pan Franciszek aktywnie uczestniczył w wielu kampaniach wyborczych, w szczególności w kampanii poprzedzającej zeszłoroczne wybory parlamentarne, w tegorocznej kampanii samorządowej oraz do Parlamentu Europejskiego, a także w kampanii prezydenckiej z 2020 roku” – wylicza CIR.
Jednak w Platformie Obywatelskiej nazwisko Bielowicki znane jest nie tylko z powodu Franciszka, lecz również jego ojca – Grzegorza Bielowickiego.