Sztaby i polityków w Polsce po różnych stronach barykady dzieli niemal wszystko. Łączy ich przede wszystkim – to przekonanie po rozmowach ze sztabowcami – że frekwencja w niedzielę będzie relatywnie niska. Nie ma szans – to nie ta stawka i zupełnie inny klimat – na powtórkę z tego, co wydarzyło się 15 października ubiegłego roku. Stąd gra wszystkich sztabów przede wszystkim o mobilizację swoich twardych elektoratów. I próba demobilizacji przeciwnika.
Co zrobi Jagodno?
Strategię mobilizacyjną Koalicji Obywatelskiej widać jak na dłoni w ostatnich komunikatach ze strony rządu. Nie tylko kwestia wiązania wyborów i ich wyników z Rosją oraz bezpieczeństwem Polski, nie tylko obrona granicy i takie pomysły, jak Tarcza Wschód, ale też deklaracje dotyczące rozliczeń skandali i afer czasów poprzednich. To wszystko niejako w tle (chociaż to pewien paradoks) kwestii wprost europejskich i tego, co zawsze było siłą KO: europejskich kompetencji. W tej kampanii to sprawa KPO i zamknięcia artykułu 7.
Pytanie, czy to wszystko zadziała nie tylko na elektorat „żelazny” Koalicji, ale też na tych, którzy wiele godzin czekali w Jagodnie we Wrocławiu na możliwość głosowania. Od tego może zależeć los tych wyborów i to, czy pierwszy raz od 2014 roku KO (wtedy sama PO) wygra wybory i będzie na pierwszym miejscu na podium. Taka chwila byłaby psychologicznie ważna dla KO – tak samo jak zwycięstwo jest ważne dla Jarosława Kaczyńskiego, który chce ogłosić kolejne z rzędu zwycięstwo na wieczorze wyborczym na Nowogrodzkiej.
Pytanie jednak, na ile „elektorat z Jagodna” jest zirytowany działaniami rządu i stopniem realizacji obietnic, w tym „100 konkretów”. Badania dla Fundacji Batorego sprzed kilku miesięcy pokazywały już pewien stopień irytacji. Jest to też groźne dla Trzeciej Drogi w tych wyborach, bo wspominane wcześniej badanie pokazywało, że to właśnie wyborcy tego bloku byli najbardziej zniechęceni – już wtedy – do tego, jak działa rząd.
Czytaj więcej
Donald Tusk ma pełne prawo do mobilizowania swoich wyborców, ale nadużywanie argumentów o zagrożeniu ze Wschodu prowadzi do bagatelizowania problemu.