Wyniki kontroli w Biurze Spraw Wewnętrznych KG Policji opisane wczoraj przez „Rzeczpospolitą" wywołały ogromne poruszenie. Politycy wskazywali na potrzebę wyjaśnienia sprawy, a komendant główny policji Zbigniew Maj w środę na konferencji potwierdził, że w 2014 r. w stosunku do dziennikarzy i ich najbliższych stosowano operacyjne metody pracy.
- Były stosowane czynności operacyjne, przez które rozumie się cały wachlarz działań - od pobierania billingów danych adresowych poprzez sprawdzanie kontaktów. Nie wykluczam kontroli korespondencji - mówił szef policji zapowiadając badanie kolejnych wątków nadużyć.
Jedno z kluczowych pytań dotyczy tego, dlaczego BSW, którego zadaniem jest ściganie czarnych owiec we własnych szeregach, zajmowało się inwigilacją cywilów, w tym dziennikarzy.
„Naszą misją jest coraz skuteczniejsze eliminowanie i ograniczanie korupcji w Policji, oczyszczanie policjantów z pomówień i doskonalenie systemu antykorupcyjnego w formacji" – tak pisze BSW na swojej stronie internetowej.
Z audytu, jaki zlecił nowy szef policji Zbigniew Maj, wyłania się zaskakujący obraz działań BSW. Sprawie podsłuchowej nadano najwyższy priorytet. Do wykrycia, kto stał za podsłuchiwaniem w restauracjach, policja rzuciła potężne siły: łącznie w dwóch specgrupach pracowało aż 29 funkcjonariuszy. W czerwcu 2014 r. najpierw powołano jedną grupę, a miesiąc później drugą – złożoną wyłącznie z funkcjonariuszy BSW. Ta liczyła siedem osób, czyli praktycznie jedną trzecią składu Biura.