Obrazki, które docierają ze stolicy kraju Libreville, pokazują tłum wiwatujący na cześć wojskowych.
– Dobiega końca przeszło pół wieku rządów dynastii Bongo, która w tym potencjalnie bardzo bogatym z powodu ogromnych pokładów ropy państwie pozostawiła bardzo dużą część ludności w nędzy – mówi „Rz” Mathieu Pellerin, ekspert ds. afrykańskich we Francuskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (IFRI).
Czytaj więcej
Grupa wysokich rangą oficerów gabońskiej armii pojawiła się w środę nad ranem na antenie gabońskiej telewizji i ogłosiła, że przejęli władzę w kraju.
W 1967 władzę przejął Omar Bongo. Po jego śmierci w 2009 r. na czele państwa stanął jego syn, Ali. To on teraz starał się o zdobycie trzeciego mandatu. Tym razem jednak opozycja niespodziewanie zjednoczyła się wokół kandydatury byłego ministra edukacji Alberta Ondo Ossa. W dniu wyborów władze przerwały dostęp do internetu, odcięły też ludność od bardzo śledzonych tu mediów francuskich: telewizji France 24 i TV5 Monde oraz radia RFI. W nocy władze podały, że prezydent uzyskał 64,7 proc. głosów wobec 30,7 proc. dla jego konkurenta. To były dokładnie odwrotne proporcje do tych, które podawała opozycja.
Zaraz potem jednak wojskowi ze wszystkich formacji kraju opanowali studia telewizyjne i ogłosili, że unieważniają wyniki wyborów. Rozwiązali też wszystkie instytucje państwa, w tym parlament, prezydenturę, rząd. Zamknięto granice państwa. W środę w roli nowego przywódcy państwa wyłonił się generał Brice Oligui Nguema. To szef Gwardii Republikańskiej, który przez dziesięciolecia był związany z klanem Bongo. Gdy władzę objął Ali, został jednak wysłany jako attaché wojskowy do Senegalu i Maroka, co uznał za zesłanie. Dopiero później wrócił do łask.