Nicolas Sarkozy jeszcze walczy. Zapowiedział, że odwoła się do sądu najwyższego od wyroku, jaki usłyszał w środę w paryskim trybunale wyższej instancji. Dopóki nie wyczerpie całej ścieżki prawnej, dopóty wyrok nie zostanie wprowadzony w życie.
Ale już sama jego zapowiedź szokuje Francuzów. Sarkozy został skazany na trzy lata więzienia (i tyleż pozbawienia praw publicznych), z czego dwa w zawieszeniu. Pozostały rok może odbyć w domu, z bransoletką elektroniczną na nodze. Takie upokorzenie nie przytrafiło się do tej pory żadnemu byłemu prezydentowi w kraju, w którym głowę państwa, ze względu na jej pozycję, nazywa się „monarchą republikańskim”.
Czytaj więcej
Francuski sąd apelacyjny utrzymał wyrok skazujący w sprawie byłego prezydenta Francji, Nicolasa Sarkozy'ego.
Sprawa dotyczy próby przekupienia przez Sarkozy’ego intratnym stanowiskiem w Monako sędziego, który zajmował się inną aferą korupcyjną dotyczącego byłego prezydenta: wypłat, jakie na jego kampanię miała przekazać nieżyjąca już dziedziczka l’Oreal, Liliane Bettencourt.
Sprawa wyszła na jaw dzięki podsłuchiwaniu przez policję rozmów telefonicznych Sarkozy’ego (zarejestrował jeden telefon na nazwisko Paul Bismuth), w czasie jeszcze jednego śledztwa z jego udziałem: w sprawie przekazania potajemnie przez Muammara Kaddafiego 50 mln euro na kampanię prezydencką w 2007 r.