Środa wieczór podczas ostatniego posiedzenia Sejmu. Atmosfera na sali jest gorąca z powodu wystąpienia ministra edukacji Przemysława Czarnka z PiS, który tłumaczył się z afery, nazwanej przez i opozycję „willa+”. Nieoczekiwanie na mównicę wchodzi wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski z Solidarnej Polski. Zachęca Klub PiS do powstania z miejsc i nagrodzenia Czarnka brawami. „Wstańmy, pokażmy, jacy jesteśmy dumni z naszych ministrów! Brawo, minister Czarnek, wstajemy, brawo!” – dopinguje.
Czytaj więcej
Koalicja się nie rozpadnie. Nie jest ważne bowiem to, czy wiatrak stanie w odległości 700 metrów od domu. jak chciało PiS, czy 1000 metrów, jak chciała Solidarna Polska. Ważne, żeby się nie udało „lewakom”.
Jego wystąpienie staje się hitem w internecie, a Kowalski przeżywa kilka chwil sławy. Mniej zachwyceni są jego klubowi koledzy. – Wystąpienie było całkowitą samowolką, nieuzgodnioną z nikim – mówi jeden z polityków PiS. I dodaje, że taki właśnie jest styl działania Kowalskiego: poseł jest przebojowy, ale jednocześnie wybitnie konfliktowy i grający wyłącznie na siebie. I to już od samego początku działalności politycznej, którą rozpoczął jako nastolatek.
Syn chrześniaka Rydza
Kowalski pochodzi z rodziny o patriotycznych tradycjach. Jego dziadek był legionistą, którego marszałek Polski Edward Śmigły–Rydz wyróżnił, oferując, że zostanie ojcem chrzestnym jego syna. Dzieckiem chrześniaka Śmigłego-Rydza jest z kolei Janusz Kowalski, co podkreśla z dumą. Twierdzi, że po przodkach odziedziczył antykomunistyczne poglądy. W Łodzi, gdzie studiował, wstąpił już w 1997 roku do Młodych Konserwatystów. Rok później zaś dał się poznać w rodzinnym Opolu. 13 grudnia 1998 roku zorganizował manifestację pod siedzibą SLD, by zapalić znicze na znak pamięci o ofiarach stanu wojennego.
– Szybko się okazało, że Janusz jest osobą kreatywną, pracowitą i odważną. Wyrósł na jednego z liderów opolskiej prawicy – opowiada jeden z polityków. Kowalski współzakładał PiS w regionie, a w 2001 roku o mały włos nie został posłem. Musiał uznać wyższość lidera listy Andrzeja Diakonowa, tzw. spadochroniarza, niemającego nic wspólnego z Opolem.