Parlament Europejski nie chce wydać prokuraturze oryginałów dokumentów, przez to śledztwo o wątpliwe kilometrówki europosła PiS utknęło.
W 2020 r. unijni śledczy wykryli, że w latach 2009–2018 Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, pobierał nienależne mu zwroty kosztów podróży służbowych i diety, czym miał naciągnąć PE na łącznie ok. 100 tysięcy euro. Podróże do Brukseli Czarnecki miał odbywać m.in. kabrioletem, zezłomowanym 11 lat wcześniej – kulisy sprawy opisaliśmy w „Rzeczpospolitej”.
Czytaj więcej
Unijni śledczy zarzucają Ryszardowi Czarneckiemu, że pobierał nienależne mu zwroty kosztów podróż...
Podejrzenia Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) wzbudziły liczne przejazdy Czarneckiego różnymi samochodami, które do niego nie należały, a ich właściciele zaprzeczali, by znali taką osobę. OLAF blisko trzy lata temu skierował do polskiej prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, przekazując zebrane przez siebie materiały – w oparciu o nie Prokuratura Okręgowa w Zamościu wszczęła śledztwo w sprawie „doprowadzenia PE do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, przy składaniu wniosków o zwrot kosztów podróży służbowych”.
Biegli chcą oryginałów
Jak ustaliliśmy, polskie śledztwo w sprawie europosła wyhamowało, bo nie można ściągnąć i zbadać oryginałów rozliczeń podróży. Prokuratura przesłuchała dotąd blisko stu świadków, w tym asystentów posła i właścicieli aut, którymi miał on rzekomo podróżować (złożyli niekorzystne dla europosła zeznania). Dopełnieniem miała być opinia biegłego grafologa, który zbada podpisy głównie na rozliczeniach delegacji. I tu jest problem – prokuratura wystąpiła do Parlamentu Europejskiego o oryginały dokumentów, lecz jej odmówiono, proponując, by biegli zapoznali się z nimi na miejscu. Żaden z biegłych na taką opcję nie chce się zgodzić.