Konkurencja PiS ma jedno okno startowe

Kształt kampanii wyborczej określą też negocjacje w Sejmie.

Publikacja: 27.07.2022 03:00

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP, Adam Kumorowicz

Kampania wyborcza trwa w najlepsze już od kilku dobrych tygodni. Ale nadal nie znamy kilku czynników, które będą ją definiować w jej kolejnych etapach. Jeden z nich to kształt opozycji i format jej politycznego startu – zwłaszcza jeśli chodzi o siły w Sejmie. Z rozmów „Rzeczpospolitej” i z publicznych deklaracji polityków wynika, że jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzianego, to ten kształt wyłoni się w pełni zapewne wiosną 2023 roku. Wcześniej możliwe jest porozumienie w sprawie Senatu: niektórzy nasi rozmówcy obstawiają jesień, inni styczeń 2023 jako termin ustalenia 100 nazwisk – kandydatów i kandydatek do okręgów senackich. To przy założeniu, że nie dojdzie do znaczących zmian w ordynacji wyborczej ani do kryzysu, który przyspieszyłby wybory. Zmiana ordynacji jest jednak praktycznie wykluczona ze względu na postawę Pałacu Prezydenckiego.

Właściwy moment

W astronautyce „okno startowe” to czas, w którym pojazd musi wystartować, by osiągnąć założony cel. W polityce nie ma ścisłych wyliczeń, ale liczy się dobre wyczucie chwili. Opozycja – niezależnie od konfiguracji – ma jeden moment, by spróbować zacząć kampanię „na nowo”. Jeśli się nie uda (a są czynniki poza kontrolą, napięcia wewnętrzne, przebieg rozmów, ambicje liderów), to drugiej szansy nie będzie.

Przypomnijmy: w lipcu 2014 roku doszło do konsolidacji PiS, Solidarnej Polski i Polska Razem Jarosława Gowina. Podpisano wspólne wyborcze porozumienie – na ponad rok przed wyborami do Sejmu, chociaż jednocześnie na kilka miesięcy przed kampanią samorządową w 2014 roku 11 listopada 2014 roku Andrzej Duda został kandydatem PiS, a w konsekwencji całej ówczesnej Zjednoczonej Prawicy, na prezydenta.

Opozycja rozmawia i będzie negocjować oczywiście w innych warunkach. Ale jeśli do jakiejkolwiek konsolidacji politycznej dojdzie, to najpewniej dużo bliżej wyborów do Sejmu i Senatu – raczej nie aż tak wcześnie, jak zrobił to PiS z sojusznikami. To oznacza tylko kilka miesięcy „nowej” kampanii wyborczej – pod warunkiem, że do jakiejkolwiek konsolidacji dojdzie – poza porozumieniem w Senacie. To ostatnie, chociaż nie będzie łatwe, wydaje się dużo łatwiejsze do osiągnięcia niż to wokół listy lub list do Sejmu.

Można zauważyć, że im więcej czasu minie od hipotetycznego porozumienia do wyborów, tym szybciej minie efekt nowości, tym więcej czasu na błędy, tym więcej czasu na zużycie. Zwłaszcza w dzisiejszych warunkach przyspieszenia cyklu medialnego napędzanego przez media społecznościowe. Ale wiele procesów wyborczych i socjologicznych wymaga nadal dużo czasu.

Powstanie bloku lub bloków wiosną przyszłego roku zostawia niewiele tego czasu na przekonywanie wyborców do nowych politycznych koalicji – jeśli oczywiście powstaną. W 2015 Zjednoczona Lewica powstała w lipcu, ostatecznie nie wprowadziła (za sprawą splotu decyzji i okoliczności) posłów do Sejmu. W 2019 r. jednak, przy dużo lepszej strategii i determinacji, Lewica – po powołaniu komitetu w lipcu – dostała się do Sejmu. Była jednak dla wyborców dużo bardziej wiarygodna niż ZL z 2015 r. To kluczowe słowo. Dla opozycji będzie się liczył timing decyzji, ale też wiarygodność projektu lub projektów. Im bardziej będą wyglądały na sztuczne, tym gorzej dla ich powodzenia.

Jaka lista

Niemal od pierwszej chwili powrotu do Polski przewodniczący PO Donald Tusk forsuje pomysł budowy jednej, wspólnej listy opozycji. Temat pojawia się z różną intensywnością przez ostatnie 12 miesięcy. W ostatnich tygodniach nieco przygasł. Partie, w tym PO, zajęte są intensywnymi rozmowami i spotkaniami w „terenie”, ustawianiem się pod nowy polityczny sezon. Ale im bliżej wyborów – zwłaszcza jesienią – tym temat będzie powracał częściej. Tu jedno istotne zastrzeżenie. W kuluarach Sejmu można usłyszeć – im bliżej władz PO, tym wyraźniej – że mało prawdopodobne jest to, by PO zgodziła się na budowę wspólnej listy z Lewicą, pozostawiając resztę Kosiniakowi-Kamyszowi i Polsce 2050. Albo więc – zdaje się sugerować PO na tym etapie – będzie jedna lista, albo każdy pójdzie w swoją stronę.

O dwóch blokach – jednym centrowym, jednym lewicowo-liberalnym – mówi otwarcie od wielu miesięcy PSL-Koalicja Polska. To zakłada też, że razem z PSL wystartuje Polska 2050 Szymona Hołowni. A politycy Hołowni o takim rozwiązaniu w tej chwili nie chcą słyszeć. I podkreślają, że Hołownia skupia się na budowie własnej partii. Pat trwa. I rzeczywiście nic nie wskazuje na to, by ponad rok przed wyborami cokolwiek miało go przełamać.

Jeśli powstanie jedna lista sejmowej opozycji, to na znaczeniu zyskają siły, które znajdą się lub pojawią się poza nią. Np. jak słyszymy, Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii, rozmawia obecnie z wieloma politykami, ale wszystko wskazuje na to, że AgroUnia do sejmowych wyborów w przyszłym roku pójdzie samodzielnie.

Pytanie, które pada też w Warszawie, dotyczy potencjalnych nowych sił, które już w 2023 miałyby wejść na rynek. Przed wybuchem wojny pojawiły się np. pogłoski o nowej partii stricte liberalnej. Ale na pogłoskach się wtedy skończyło.

Czynnik X

Politykom i sztabowcom być może jeszcze trudniej niż w poprzednich cyklach wyborczych będzie podejmować strategiczne decyzje. Obecnie czasy to nie tylko moment wielkiego informacyjnego chaosu i przyspieszenia, ale również czynników, które wywracają scenę polityczną i reguły gry niemal bez zapowiedzi. To wszystko muszą brać pod uwagę politycy i sztabowcy. Pytanie też, w jaki sposób partie tworzące potencjalne bloki będą postrzegane przez samych wyborców – zwłaszcza tych spoza najbardziej zaangażowanych grup wyborców.

I dlatego czas do kluczowego etapu rozmów w przyszłym roku też się liczy. Szymon Hołownia proponował Konferencję o Przyszłości Polski i debatę liderów partii opozycyjnych. Ale jak do tej pory nie udało się znaleźć terminu dla takiego przedsięwzięcia.

Im mniej zaufania między liderami i politykami – głównie w Sejmie – tym mniejsze szanse na powodzenie jakiegokolwiek projektu. Dlatego również najbliższe tygodnie i miesiące będą kluczowe.

Nie tylko ze względu na polityczne znaczenie w tym roku sezonu grzewczego, ale również pod kątem tego, czy i jak wykorzysta ten czas opozycja. Zarówno ta w Sejmie, jak i ta poza parlamentem.

Kampania wyborcza trwa w najlepsze już od kilku dobrych tygodni. Ale nadal nie znamy kilku czynników, które będą ją definiować w jej kolejnych etapach. Jeden z nich to kształt opozycji i format jej politycznego startu – zwłaszcza jeśli chodzi o siły w Sejmie. Z rozmów „Rzeczpospolitej” i z publicznych deklaracji polityków wynika, że jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzianego, to ten kształt wyłoni się w pełni zapewne wiosną 2023 roku. Wcześniej możliwe jest porozumienie w sprawie Senatu: niektórzy nasi rozmówcy obstawiają jesień, inni styczeń 2023 jako termin ustalenia 100 nazwisk – kandydatów i kandydatek do okręgów senackich. To przy założeniu, że nie dojdzie do znaczących zmian w ordynacji wyborczej ani do kryzysu, który przyspieszyłby wybory. Zmiana ordynacji jest jednak praktycznie wykluczona ze względu na postawę Pałacu Prezydenckiego.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Marcin Kierwiński: Nie zrobiłem nic złego, nie będę się tłumaczyć
Polityka
Marek Migalski: Listy śmierci kontra uciekinierzy
Polityka
Sondaż: Ostra ocena Zielonego Ładu i poparcie dla walki ze zmianami klimatu
Polityka
Michał Kolanko: Europejska ofensywa Donalda Tuska
Polityka
Sondaż CBOS. Rząd Tuska ma więcej przeciwników niż zwolenników