To jest policzek dla szefa rządu federalnego – taki jest ton komentarzy w niemieckich mediach po niedzielnych wyborach do parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW). SPD, główna siła w berlińskiej koalicji rządowej, doznała tam porażki przegrywając z CDU aż dziewięcioma punktami procentowymi (35,7 do 26,7 proc.). Jest ona tym bardziej dotkliwa, że wybory w liczącym 19 mln mieszkańców landzie są często nazywane mini elekcją do Bundestagu. Są więc realnym, a nie tylko sondażowym testem poparcia dla ugrupowań politycznych.
Nie znaczy to, że wraz z spadkiem popularności SPD wizerunkowo traci cała koalicja pod kierunkiem kanclerza Scholza. Zieloni potroili w NRW swój wynik sprzed pięciu lat, zdobywając 18,2 proc. głosów.
W przeciwieństwie do SPD Zieloni uporali się z wewnętrznymi antagonizmami
– Jest to w dużej mierze bezpośredni rezultat kompetentnych działań dwojga czołowych przedstawicieli Zielonych w rządzie Scholza: szefowej dyplomacji Annaleny Baerbock i Roberta Habecka wicekanclerza odpowiedzialnego za gospodarkę – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Thomas Pogundtke, politolog z uniwersytetu im. Heinricha Heine z Düsseldorfu.
Słaby wynik SPD przypisuje przed wszystkim niezdecydowaniu i kluczeniu tej partii w sprawie pomocy militarnej dla Ukrainy, co było i w pewnym sensie jest nadal wynikiem oporu części środowiska socjaldemokratów przeciwnych zerwaniu więzi politycznych i gospodarczych z Rosją. Wizerunkowi SPD nie pomaga także powszechna ocena byłego kanclerza Gerharda Schrödera jako zdeklarowanego agenta wpływów Kremla w Niemczech. Do tego dochodzi skandal z finansowaną przez Gazprom fundacją ekologiczną w rządzonej przez SPD Meklemburgii, której prawdziwym celem było dokończenie budowy Nord Stream 2. Tuż przed wyborami głośno było o podróży rządowym helikopterem minister obrony Christine Lambrecht (SPD) na wyspę Sylt będącą czymś w rodzaju Majorki dla niemieckich milionerów. Zabrała na pokład, zresztą nie po raz pierwszy, dorosłego syna.