– Obecnie nie ma już żadnego projektu PiS w sprawie podwyżek – oświadczył w czwartek szef klubu partii rządzącej Ryszard Terlecki. Tym samym zakończył polityczny spektakl, którego pierwszy akt rozpoczął się w poniedziałek wieczorem.
Wtedy grupa posłów PiS złożyła projekt o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Jako pierwsza poinformowała o tym „Rzeczpospolita". Zakładał, że pensje m.in. prezydenta, ministrów, posłów, senatorów i wojewodów będą ustalane według skomplikowanych algorytmów uwzględniających wskaźniki gospodarcze. Oznacza to, że w wypadku recesji uposażenia by spadły, jednak obecnie wzrosłyby średnio o 4–5 tys. zł miesięcznie.
Po raz pierwszy pensję miała dostać pierwsza dama – 13,5 tys. zł. Ta sprawa budziła najmniej wątpliwości. Z powodu pozostałych podwyżek PiS stanęło w ogniu krytyki opozycji i części mediów. – Mamy program 500+, mamy Mieszkanie+, teraz mamy Koryto+ – drwił Paweł Kukiz.
Portal Money.pl ostrzegał, że algorytm wyliczania pensji najważniejszych osób w państwie został skonstruowany tak, by z czasem oddalały się one od przeciętnych zarobków Polaków.
Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że projektem zaskoczony był marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Z tego powodu dopiero we wtorek wieczorem odbyło się głosowanie nad uzupełnieniem porządku obrad o ten punkt. W środę premier Beata Szydło oświadczyła, że poprosiła klub o obniżenie jej podwyżki, która pierwotnie miała wynosić ponad 7 tys. zł.