Wstrząsnęła panem sprawa szczepienia się aktorów i polityków poza kolejnością?
Nasi artyści dali się wkręcić. Okazali dużą naiwność i zostało to bezwzględnie wykorzystane. Moim zdaniem nie było tu cwaniactwa z ich strony, tylko łatwowierność dla idei, którą proponuje władza. Nie jest tak, że oni się włamali do WUM, że zaszczepili się po kryjomu – ktoś do nich zadzwonił i ich zaprosił. Widać, że trzeba zachowywać się bardziej roztropnie, żeby z ambasadorów nie stać się stowarzyszeniem anonimowych ambasadorów wstydu. Z pewnością autorytety powinny się włączać w tę akcję, np. Robert Lewandowski czy nasza wybitna tenisistka Iga Świątek, ale na pewno już nie autorytety polityczne.
Czy w nowym roku grożą nam wybory? W jakim stanie poszłaby do nich opozycja?
Nie grożą nam przedterminowe wybory. Chyba że nastąpiłby taki krach gospodarczy, który przełożyłby się na ogromne protesty społeczne i władza straciłaby sterowność. Dopóki mają wpływ na politykę fiskalną, gospodarkę i Narodowy Bank Polski, to do przedterminowych wyborów nie doprowadzą. Oczekiwanie od opozycji, żeby na dwa–trzy lata przed wyborami się zjednoczyła – jest abstrakcją. Nie ma takiej możliwości, ponieważ każda z partii chce się pozycjonować i być atrakcyjna programowo dla wyborców. Pytanie, czemu opozycja się nie jednoczy, jest po prostu naiwne. Nie jednoczy się, bo nie ma takiego interesu. Jedna lista opozycji w polskich realiach jest złym pomysłem, czego przykładem była lista do PE. Jeżeli będąc zjednoczoną, opozycja od prawa do lewa przegrała te wybory, to znaczy, że w polskich warunkach najbardziej optymalne jest stworzenie dwóch list. Lewicowej, czyli: PO i Lewicy, i drugiej – środowiska centroprawicowego wokół Koalicji Polskiej.
Z Szymonem Hołownią?