Faktem jest, że PO sporo pracy ma już za sobą: zdominowała konkurencję, czyli Nowoczesną, i zmniejszyła dystans do PiS w sondażach. Ale pozycja sondażowego lidera wciąż, poza nielicznymi badaniami, jest dla Platformy nieosiągalna. PiS za to dwoi się i troi, by to zmienić. Powtarza błąd popełniony w 2007 r., kiedy Tusk wygrał wybory swoim uśmiechniętym wizerunkiem, kilkoma piosenkami i „polityką miłości", a PiS obserwował to z ponurą miną, zyskując na siedem lat miano najbardziej nielubianej partii. Pytanie tylko, czy aby na pewno Grzegorz Schetyna będzie potrafił się uśmiechać równie sympatycznie...
Na razie lider PO przygląda się z dystansem występom medialnym swojego partyjnego rywala i byłego szefa, który zwolnił go kiedyś z ministerialnego stanowiska. Wie, że każda wypowiedź Donalda Tuska daje Platformie dodatkowe punkty. Ale czy będzie tak w przyszłości? PiS nie uczy się na błędach i wciąż wzywa Tuska na świadka, kolejny raz na 5 lipca w sprawie nieprzeprowadzonych sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. W perspektywie są też przesłuchania przed komisją ds. Amber Gold. PiS po prostu nie może uwierzyć, że coś, co uważa za działanie kompromitujące czy wręcz przestępcze, może spływać po Tusku jak woda po kaczce, brnie więc dalej w oskarżeniach i traci zdolność do zdobywania nowych wyborców. Ale czy Tusk wytrzyma każdy atak?
Ten klincz jest nam znany od lat. Przypomina walkę zapaśniczą, w której szanse są wyrównane, a zwycięstwo osiąga się pod koniec walki, kładąc przeciwnika na łopatki. Na innych zawodników miejsca na macie po prostu nie ma.