Zbieg dat jest niepokojący. Do końca tygodnia Biały Dom zamierza odpowiedzieć na piśmie na żądania Władimira Putina, w szczególności odrzucając obietnice, że Ukraina nie przystąpi nigdy do NATO, a sojusz wycofa wojska alianckie ze swojej flanki wschodniej. Ale też na piątek rano Emmanuel Macron jest umówiony na rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem.
– Potrzebny jest wymagający dialog z Rosją. Ale jeśli dojdzie do rosyjskiej agresji, będzie riposta, a koszty dla Kremla okażą się niezmiernie wysokie – ostrzegł we wtorek po spotkaniu w Berlinie z Olafem Scholzem francuski przywódca.
Za mocnymi zapowiedziami kryje się jednak znacznie łagodniejsza strategia wobec Moskwy francusko-niemieckiego tandemu w stosunku do planu Białego Domu. We wtorek Joe Biden podniósł o szczebel wyżej szykowane sankcje, zapowiadając, że byłby nimi objęty osobiście Putin. Do tej pory Waszyngton decydował się na taki ruch tylko wobec przywódców-pariasów jak Nicolas Maduro (Wenezuela), Baszar Asad (Syria) czy Muammar Kaddafi (Libia).
Strategiczna dwuznaczność
Niemcy są od tego bardzo daleko. Źródła w Berlinie przekonują co prawda „Rzeczpospolitą", że w minionych tygodniach stanowiska kanclerza znacząco ewoluowało w kluczowej kwestii Nord Stream 2. W czasie wizyty w Warszawie w grudniu Scholz wykluczał odkładanie inauguracji gazociągu po uzyskaniu jego certyfikacji. Teraz twierdzi, że „wszystko jest na stole". Ta „strategiczna dwuznaczność" ma zapobiec rozpadowi SPD z powodu tej drażliwej kwestii, ale szef rządu tak naprawdę liczy się z koniecznością „zamrożenia" projektu w razie rosyjskiej ofensywy na wielką skalę.
Czytaj więcej
Wobec groźby rosyjskiej inwazji Bruksela jest tak bezsilna, że nawet nie próbuje wykuć wspólnego...