Łukasz Warzecha: Lex TVN, czyli władza nas robi w bambuko

Do TVN można mieć rozliczne żale i pretensje, zwłaszcza z pozycji konserwatywnej, ale i wolnościowej. Można wskazywać na linię poglądową stacji, nieuwzględniającą konserwatywnej wrażliwości. Na tendencyjny dobór gości w programach. Wreszcie na ostrą promocję sanitarystycznej agendy w obliczu epidemii. To wszystko prawda.

Publikacja: 21.12.2021 19:36

astępca przewodniczącego sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Marek Suski podczas posiedzenia

astępca przewodniczącego sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Marek Suski podczas posiedzenia komisji w Warszawie, 17 bm. Komisja zarekomendowała Sejmowi odrzucenie uchwały Senatu ws. noweli ustawy o radiofonii i telewizji.

Foto: PAP, Tomasz Gzell

Jednak żaden z tych zarzutów nie sprawia, że będąc wrażliwym na punkcie wolności słowa i mediów, powinno się poprzeć ustawę znaną jako lex TVN. W szczególności zaś nie może jej poprzeć ktoś, kto – jak ja – nie cierpi, gdy władza robi go w bambuko. Opowieści o tym, że chodzi tutaj o ratowanie czystości ładu medialnego albo że jest nie do pomyślenia „w Europie”, żeby zagraniczny podmiot faktycznie był właścicielem dużej telewizji, to bajeczki dla skrajnie naiwnych. Albo najtwardszego elektoratu PiS, który zresztą i tak w nie pewnie nie wierzy, a jedynie powtarza jak swego rodzaju zaklęcia.

Wszyscy świetnie wiedzą, w czym naprawdę rzecz. Po pierwsze – TVN władzę krytykuje, nierzadko zresztą na rympał, więc władza chce mu się odwinąć i co najmniej znacząco utrudnić działanie. Może się uda, może nie uda, ale próbować warto.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: PiS pcha nas na Wschód

Po drugie – nawet jeśli się nie uda, to przynajmniej zmobilizuje się wyborców i odgrzeje kolejny rytualny konflikt, to zaś zawsze sprzyja stwardnieniu elektoratu. Po trzecie – być może część obozu władzy liczy, że ich wyborcy zachwycą się atakiem na TVN i w związku z tym nie zrażą ich sanitarystyczne regulacje. Po czwarte wreszcie – władza ma wiele potężnych problemów, z którymi nie umie sobie poradzić – przede wszystkim inflację – dobrze zatem zająć elektorat sporem nie tyle może symbolicznym, ale jednak w dużej mierze w tym momencie zastępczym. Co ciekawe, w tę taktykę wpisał się idealnie sam TVN, który przez kilka dni nie mówił o niczym innym poza własną sytuacją, podczas gdy dopiero co Urząd Regulacji Energetyki zakomunikował horrendalne podwyżki cen nośników energii.

Gdyby jeszcze rządy PiS odznaczały się szacunkiem dla niezależności mediów, a publiczne telewizja i radio były publiczne faktycznie, czyli robione tak, żeby względnie usatysfakcjonowani byli niemal wszyscy łożący na nie podatnicy – można by od biedy uznać, że w uderzeniu w TVN faktycznie chodzi jedynie o pewną higienę systemu medialnego w Polsce. Tak jednak nie jest.

TVP została przez Jacka Kurskiego zamieniona – zwłaszcza w sferze informacji i publicystyki – w całkowicie bezwstydną maszynę rządowej propagandy. Polskie Radio podąża podobną droga, przy okazji notując dramatyczne spadki słuchalności. Polska Press – koncern faktycznie państwowy, a nawet rządowy po wykupieniu przez Orlen – pod kierownictwem Doroty Kani funkcjonuje jak przybudówka wymienionych wyżej mediów. To pokazuje, jak rządzący traktują dziennikarzy, co zresztą nie jest żadnym zaskoczeniem. W optyce samego Jarosława Kaczyńskiego media były zawsze tylko politycznym instrumentem. Nie było tam miejsca na niezależność, a krytyka pod adresem PiS zawsze była traktowana jako realizacja politycznych zamówień, na które trzeba było odpowiadać własnymi politycznymi zleceniami.

Dlatego właśnie przeciwko lex TVN protestować trzeba, nawet jeśli ma się do stacji mnóstwo uwag, a nawet jeśli się jej nie znosi. Jedynym dobrym rozwiązaniem jest tutaj prezydenckie weto. PiS nie ma szans zebrać w Sejmie 276 głosów, aby je obalić.

Jednak żaden z tych zarzutów nie sprawia, że będąc wrażliwym na punkcie wolności słowa i mediów, powinno się poprzeć ustawę znaną jako lex TVN. W szczególności zaś nie może jej poprzeć ktoś, kto – jak ja – nie cierpi, gdy władza robi go w bambuko. Opowieści o tym, że chodzi tutaj o ratowanie czystości ładu medialnego albo że jest nie do pomyślenia „w Europie”, żeby zagraniczny podmiot faktycznie był właścicielem dużej telewizji, to bajeczki dla skrajnie naiwnych. Albo najtwardszego elektoratu PiS, który zresztą i tak w nie pewnie nie wierzy, a jedynie powtarza jak swego rodzaju zaklęcia.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Po słowach Sikorskiego Kaczyński ostrzega przed utratą przez Polskę suwerenności
Polityka
Konfederacja o exposé Sikorskiego: Polska polityka zmieniła klęczniki
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Nieoficjalnie: Jacek Kurski na listach PiS
Polityka
Dwoje kandydatów do zastąpienia Bartłomieja Sienkiewicza
Polityka
Opozycja o exposé Sikorskiego: "Banały", "mity o UE", "obsesje na temat PiS"