Turkish Airlines obiecały, że nie będą sprzedawać biletów na samoloty do Mińska obywatelom Iraku, Syrii i Jemenu i ograniczą liczbę lotów do stolicy Białorusi. To wynik akcji dyplomatycznej UE, której celem jest zniechęcenie państw trzecich do udziału w organizowanej przez białoruski reżim operacji przerzucania imigrantów na granicę z UE, w tym z Polską. UE jeszcze nie nałożyła formalnie sankcji, ale zagroziła, że może wprowadzić zakaz lotów na teren Unii dla tych przewoźników, którzy świadomie uczestniczą w akcji Łukaszenki. Z Turcją były kontakty telefoniczne, w tym na poziomie przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, natomiast do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Libanu poleciał wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Margaritis Schinas i — zdaniem rzecznika KE — wyniki rozmów są zadowalające. Z naszych informacji wynika, że zarówno Bruksela, jak i Warszawa uważają, że na tym etapie najskuteczniejszym sposobem na osłabienie presji migracyjnej na wschodniej granicy jest właśnie ograniczenie lotów do Mińska.

Czytaj więcej

Sankcje mogłyby uziemić wszystkie linie latające do Mińska

W poniedziałek w Brukseli spotkają się ministrowie spraw zagranicznych państw UE i mają podjąć decyzję o nowych sankcjach. Przewidują one możliwość zakazu działania na terenie UE przewoźnikom lotniczym, agencjom podróży, czy innym firmom zaangażowanym w przerzucanie imigrantów na Białoruś. Maja one dotyczyć zarówno podmiotów białoruskich, jak i z państw trzecich, a także osób fizycznych. Ministrowie mają zatwierdzić podstawę prawną i na początek na listę sankcji wpisane byłoby kilkadziesiąt dodatkowych osób z Białorusi, a także prawdopodobnie Hotel Mińsk oraz syryjskie linie lotnicze Cham Wings. Ale mając podstawę prawną UE może potem dopisywać kolejne podmioty, dzięki czemu sankcje byłyby stałą groźbą dla przewoźników.

Bruksela na razie natomiast nie traktuje poważnie gróźb Łukaszenki, który mówił o możliwości zablokowania tranzytu rosyjskiego gazu przez Białoruś. Tą trasą pompowane jest ok. 20 proc. dostaw tego surowca z Rosji do UE. — To bardziej zaszkodziłoby Białorusi niż Unii, są inne możliwość dostarczania gazu do UE. Zresztą te groźby były wygłoszone raczej bez konsultacji z Moskwą, bo Rosja od razu zareagowała zapewnieniami, że dostawy będą realizowane — mówi nieoficjalnie unijny dyplomata.