Nie tylko Polska nie chce Frontexu

Unijna agencja ochrony granic ma coraz większy budżet, liczniejszy personel i bardziej wyrafinowany sprzęt. Ale część państw „27" woli, aby nie mieszała się do ich polityki migracyjnej.

Publikacja: 09.11.2021 18:47

Nie tylko Polska nie chce Frontexu

Foto: AdobeStock

Rada Europejska wybrała w 2004 r. na siedzibę Frontexu Warszawę na fali entuzjazmu do ledwo co przeprowadzonego poszerzenia Unii na Wschód. Samo powstanie nowej instytucji wynikało jednak z czegoś innego: masowego napływu imigrantów na Wyspy Kanaryjskie dwa lata wcześniej. Kraje bogatej Północy, do których dociera większość nielegalnych imigrantów, chciały w ten sposób uzyskać kontrolę nad ochroną granic zewnętrznych Unii.

Początkowo był to jednak niewiele więcej niż symbol. Jeszcze w 2014 r. budżet agencji zamykał się skromną kwotą 100 mln euro. Świeżo po utworzeniu wspólnej waluty w większości unijnych stolic nie było chęci do pozbywania się kompetencji w kolejnym kluczowym dla suwerenności obszarze: ochrony granic.

Wszystko zmienił kryzys migracyjny z 2015 r. Co prawda Angela Merkel zdołała powstrzymać falę przyjezdnych, zawierając wątpliwy z punktu widzenia etycznego układ z autorytarnym reżimem prezydenta Turcji Recepa Erdogana, jednak potrzeba było dużo więcej, aby uspokoić unijną opinię publiczną. Skoro lansowany przez przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera plan obowiązkowego podziału uchodźców spełzł na niczym, pozostało wzmocnienie Frontexu.

Budżet agencji już w 2020 r. poszybował więc do 400 mln euro, zaś na lata 2022–2029 zamknie się już całkiem pokaźną kwotą 5,6 mld euro. Agencja, która do tej pory posiłkowała się funkcjonariuszami oddelegowanymi przez państwa UE, teraz uzyskała prawo do bezpośredniego rekrutowania personelu. Dziś to ok. 600 osób i dodatkowo ok. 2 tys. pracowników oddelegowanych. Do 2027 r. ta pierwsza kategoria ma urosnąć do 3 tys., a druga – 7 tys. To znacząca siła, choć trzeba pamiętać, że i wówczas będzie to mniej niż 10 proc. łącznej liczby zatrudnionych w narodowych korpusach straży granicznej. Ludzie agencji służą już teraz w wielu krajach Unii (Rumunii, Bułgarii, Litwie, Łotwie), ale też w pozostających poza Wspólnotą (Albanii, Czarnogórze i Serbii, a nawet Nigrze i Senegalu).

Czytaj więcej

Komisja Europejska: Namawiamy Polskę do wystąpienia o wsparcie

Frontex ma też coraz bardziej wyrafinowany sprzęt. Kompletuje flotę dronów, które patrolują rejony przygraniczne w Grecji, Włoszech i na Malcie. Buduje również scentralizowany system danych o sytuacji na granicach (EUROSUR), który zbiera nie tylko sygnały przesyłane przez drony czy statki agencji, ale też np. media społecznościowe. Inny system Frontexu (ETIAS) kompletuje dane o imigrantach. Ma on pomóc straży granicznej danego kraju identyfikować osoby starające się wejść na teren UE. Dodatkowo agencja oferuje usługi ekspertów, którzy potrafią rozpoznać kraj pochodzenia imigranta, a także, choć na razie w bardzo skromnej liczbie, taki sprzęt, jak helikoptery czy statki rozpoznawcze.

O ile możliwości techniczne Frontexu stopniowo rosną, o tyle nie dzieje się tak w podobnym stopniu, gdy idzie o kompetencje. Agencja może interweniować w danym kraju tylko wtedy, jeśli zostanie o to poproszona przez jego władze, a frontexowi funkcjonariusze i tak podlegają dowództwu lokalnej straży granicznej.

To wielokrotnie wpychało unijny urząd w trudną sytuację. W grudniu 2020 r. funkcjonariusze urzędu antykorupcyjnego Olaf zrewidowali gabinet szefa Frontexu Fabrice'a Leggeriego. Było to pokłosie materiału opublikowanego trzy miesiące wcześniej przez dziennikarskie konsorcjum z udziałem m.in. Bellingcat, „Der Spiegel" czy ARD, które wskazywało, że unijna agencja wiedziała, a nawet uczestniczyła w wypychaniu (push-back) imigrantów na Morzu Egejskim. Chodzi o działania, których wielokrotnie dopuszczała się grecka straż graniczna: pozostawianie uciekinierów na pontonach bez motorów lub paliwa poza obszarem wód terytorialnych.

Nawet w sytuacjach kryzysowych nie zawsze kraje Unii chcą też, aby Frontex mieszał się w ich działania. Tak było w tym roku, gdy imigranci zaczęli masowo lądować w Ceucie, hiszpańskiej enklawie w Afryce Północnej, a także na Wyspach Kanaryjskich. Jak ujawnił hiszpański dziennik „El País", unijna agencja naciskała na Madryt, aby ten włączył ją do działań na granicy, ale spotkała się z twardą odmową szefa MSW Fernando Grande-Marlaski. Lewicowy rząd nie chciał, aby unijni funkcjonariusze wchodzili w układy, jakie wiążą Hiszpanię z Marokiem, tym bardziej że Frontex domagał się dostępu do poufnej dokumentacji. Nie bez racji Hiszpanie uważali też, że lepiej znają się na ochronie granicy w tej części Europy i nie widzą potrzeby ograniczania suwerenności narodowej. W dodatku Madryt uważa, iż jego ludzie zostali odsunięci od kierowniczych stanowisk we Frontexie i chce, aby następnym szefem agencji został inspektor hiszpańskiej policji Ramon Navarro Franch. Mimo wszystko Frontex okazał się pomocny w utrzymaniu otwartej granicy między Gibraltarem a Hiszpanią po brexicie: Londyn nie chciał, aby w jego kolonii byli na służbie hiszpańscy strażnicy graniczni.

Rada Europejska wybrała w 2004 r. na siedzibę Frontexu Warszawę na fali entuzjazmu do ledwo co przeprowadzonego poszerzenia Unii na Wschód. Samo powstanie nowej instytucji wynikało jednak z czegoś innego: masowego napływu imigrantów na Wyspy Kanaryjskie dwa lata wcześniej. Kraje bogatej Północy, do których dociera większość nielegalnych imigrantów, chciały w ten sposób uzyskać kontrolę nad ochroną granic zewnętrznych Unii.

Początkowo był to jednak niewiele więcej niż symbol. Jeszcze w 2014 r. budżet agencji zamykał się skromną kwotą 100 mln euro. Świeżo po utworzeniu wspólnej waluty w większości unijnych stolic nie było chęci do pozbywania się kompetencji w kolejnym kluczowym dla suwerenności obszarze: ochrony granic.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Rosja znów będzie głosić kłamstwo katyńskie? Wypowiedź prokuratora
Polityka
Protesty w Paryżu. Chodzi o wojnę w Gazie
Polityka
Premier Hiszpanii podjął decyzję w sprawie swojej przyszłości
Polityka
Szkocki premier Humza Yousaf rezygnuje po roku rządów
Polityka
PE zachęca młodych do głosowania. „Demokracja nie jest dana na zawsze”
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?