23 osoby domagają się w nim, by Duma przestrzegała rosyjskiego prawa i pozwoliła im wreszcie wrócić do miejsc, z których wysiedlono ich lub ich rodziców w latach 1930–1950. Pozywający domagają się mieszkań w miastach i rejonach, z których ich wyrzucono, a które im się należą zgodnie z ustawą z 1991 roku oraz orzeczeniem samego sądu z 2019 r.

Od 70 lat żyją jakby nadal byli na zesłaniu.

Najstarszy z grupy ma 84 lata, a najmłodszy 64. W Rosji żyje jeszcze około 1,5 tys. „dzieci Gułagu" – osób, których rodzice zostali aresztowani przez NKWD lub które urodziły się w łagrach albo na zsyłce po uwięzieniu rodziców. Ustawa z 1991 roku dotyczyła samych represjonowanych, ale wszyscy oni już zmarli. Pozostały tylko ich dzieci, w większości wychowywane w stalinowskich sierocińcach, którym po śmierci Stalina nie pozwolono wrócić do miejsc, z których zesłano ich rodziców, nie mówiąc o zwróceniu własności.

Od 70 lat żyją jakby nadal byli na zesłaniu. Liderka grupy Alisa Mejssner – z pochodzenia Niemka, której rodziców zesłano do łagru po wybuchu wojny – żyje w przysiółku Rudnicznyj, wśród lasów, które wycinali jej rodzice. Pozostali mieszkają w typowych miejscach zesłań i łagrów, na przykład w Komi.

Prawo nakazuje im przydzielenie mieszkań socjalnych w miejscowościach, skąd zabrano ich rodziców. Ale miejscowe władze zapisały ich na koniec kolejek, a na takie mieszkania czeka się 15-30 lat. Nikt z nich nie dożyje przydziału. Na zwrot mieszkań po rodzicach nie mają co liczyć. Według niepełnych statystyk tylko w Moskwie w latach 1937-38 zarekwirowano ponad 6,8 tys. pokoi w których mieszkali aresztowani, ale ponad 6 tys. z nich oddano NKWD.