Dla Marine Le Pen sprawa jest kluczowa. Na pół roku przed wyborami prezydenckimi musi zrzucić obraz nieodpowiedzialnego polityka skrajnej prawicy. Nic temu nie służy lepiej niż pokazanie, że jest partnerką premiera piątego co do wielkości kraju Unii.

Francuzka wykorzystuje to więc maksymalnie. – Z Mateuszem Morawieckim łączy nas wiele wspólnych punktów, w tym obrona suwerenności narodów europejskich – napisała liderka Zjednoczenia Narodowego na Twitterze. Idąc za ciosem, w poniedziałek spotka się z Viktorem Orbánem.

Czytaj więcej

Polska wprowadza Marine Le Pen na salony. Morawiecki był pierwszy

Ale dla Polski to marny sojusznik. Jeśli Emmanuel Macron dojdzie do wniosku, że Warszawa wspiera jego najpoważniejszą konkurentkę w walce o Pałac Elizejski, może wywrócić z trudem rysujący się kompromis w sprawie praworządności. A nie jest wykluczone, że zablokowanie na dłużej unijnych funduszy doprowadziłoby to upadku rządu Morawieckiego i przedterminowych wyborów.

Zupełną tragedią dla Polski byłoby natomiast zwycięstwo Le Pen w wyborach prezydenckich. Zapowiada ona, że Rosja będzie wówczas takim samym sojusznikiem Francji jak Ameryka. Chce wyprowadzić kraj ze struktur wojskowych NATO i znieść unijne sankcje nałożone na Kreml po zajęciu Krymu. Choć nie mówi już o opuszczeniu przez Francję strefy euro i samej Unii, to zamierza protekcjonistyczną polityką podważyć jednolity rynek. A jest on podstawą sukcesu gospodarczego Polski.