Na progu gorącej politycznej jesieni nie słabną pytania o polityczny powrót Donalda Tuska. O to, czy podejmując rywalizację o władzę już nie tylko wewnątrz opozycji, uda mu się na trwałe wybudzić Platformę z marazmu i zagubienia.
Pełniejszą na nie odpowiedź przyniesie zapewne polityczny wrzesień. Już teraz widać jednak z grubsza, na czym – konserwatywny z ducha – pomysł Donalda Tuska polega. Były premier usiłuje przekonać swoją partię do porzucenia figury chóru z greckiej tragedii, śpiewającego od sześciu lat tą samą pieśń o końcu świata, na rzecz formuły politycznego rydwanu mknącego do wyborców z ofertą sprawczości, realizmu i odpowiedzialności za przyszłość państwa.
Ostrożnie przewidywać też można, że wdrażając go w życie, lider Platformy znacznie podniósłby polityczne ciśnienie i poprzeczkę swym rywalom. Także tym w obozie władzy.
Jesienny pejzaż polskiej polityki
Formułując taką diagnozę, warto na chwilę przyjrzeć się pejzażowi rozpoczynającej się właśnie politycznej polskiej jesieni. Inaczej niż w naturze zamiast ciepła łagodnych pasteli dominują w nim oczywiście kolory ostre i te jeszcze ostrzejsze. Rzecz jednak w tym, że obok jaskrawości czy napięć dobrze już znanych można dostrzec też motywy nowe, a właściwe te przez niektórych niesłusznie zapomniane.
Wiele wskazuje bowiem na to, że jesienią ostro spierać się będziemy nie tylko, i być może nie przede wszystkim, o zmiany w sądownictwie, relacje Polski z Unią Europejską, ekologię, zmiany kulturowe, rynek mediów czy nawet zarządzanie pandemią, ale o kwestie, które jeszcze wczoraj kojarzyliśmy z przeszłością. O bezpieczeństwo naszych granic, o suwerenność Polski w dobie coraz głośniejszego koncertu mocarstw, o galopujące ceny energii czy szerzej – o skumulowane skutki inflacji. Innymi słowy, nie sposób nie zauważyć, że do naszej ponowoczesnej agendy politycznej zapatrzonej w wiek XXI tego lata i tej jesieni coraz mocniej dobijają się i dobijać się będą wyzwania rodem z wieku XIX i XX.