Rezolucja w sprawie praw osób LGBTIQ w UE została przyjęta 387 głosami do 161, przy 123 wstrzymujących. Parlament Europejski podkreśla, że takie osoby powinny mieć możliwość pełnego korzystania ze swoich praw, w tym prawa do swobodnego przemieszczania się, w całej Unii. Ten apel nie dotyczy legalizacji takich związków w każdym państwie UE, a jedynie uznania skutków prawnych wynikających z zarejestrowania go w jednym z państw UE. Chodzi o to, żeby tęczowe rodziny miały takie same prawa, jeśli chodzi o podróżowanie i swobodne osiedlanie się we wszystkich państwach UE. W tym celu ich legalni partnerzy muszą zostać uznani. Jeśli jeden z małżonków dostaje pracę w innym państwie UE, to jego partner automatycznie powinien też dostać tam prawo pobytu. Tak samo powinno być z prawami rodzicielskimi: uzyskane w jednym państwie UE powinny być automatycznie uznawane w innym. Rezolucja nawołuje do unijnych uregulowań w tej sprawie. Rezolucja nawołuje też do wznowienia procedury z artykułu 7. unijnego traktatu w kontekście praw osób LGBTIQ. Do tej pory dotyczyła tylko niezależności sądownictwa.
Za rezolucją głosowała lewica i liberałowie, przeciw była prawica. Natomiast największa grupa polityczna – centroprawicowa Europejska Partia Ludowa – podzieliła się. Jak się dowiadujemy, ogólne zalecenie było, żeby się wstrzymać, ale część eurodeputowanych zagłosowała za. Do EPL należy PO i tam również ustąpił podział. Za rezolucją opowiedzieli się: Bartosz Arłukowicz, Danuta Huebner, Janina Ochojska i Róża Thun. Wstrzymali się: Magdalena Adamowicz, Jerzy Buzek, Tomasz Frankowski, Andrzej Halicki, Ewa Kopacz, Janusz Lewandowski, Elżbieta Łukacijewska, Jan Olbrycht i Radosław Sikorski.
– Wstrzymaliśmy się od głosu z powodu naniesionych poprawek – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Andrzej Halicki, szef polskiej delegacji w EPL.
Za rezolucją głosowała lewica i liberałowie, przeciw była prawica. Natomiast największa grupa polityczna – centroprawicowa Europejska Partia Ludowa – podzieliła się.
Według niego EPL popiera wiele fragmentów rezolucji, ale sprzeciwia się tym zapisom, które np. zobowiązują państwa członkowskie do automatycznego uznania praw rodzicielskich w takich związkach czy zmian w aktach urodzenia. – Początkowo, zgodnie zresztą z intencją Komisji Europejskiej, rezolucja mówiła o konieczności respektowania praw nabytych w jednym państwie członkowskim. Ale radykalne poprawki sprawiły, że poszła znacznie dalej. Ze szkodą dla sprawy, bo przez to przeszła dość małą większością głosów – uważa Halicki.