Ale pytanie też, właśnie, co z nowym ministrem rolnictwa. Prezes Kosiniak-Kamysz, politycy PSL-u mówią, że dali mu krótkoterminowy kredyt, tak to brzmi w przekazie PSL-u. No i co z tym kredytem?
Panie redaktorze, to jest też kolejna rzecz, która odróżnia nas od innych partii opozycyjnych i odróżnia nas np. od PiS-u. Mało kto pamięta, że my nie zagłosowaliśmy przeciw powołaniu rządu Beaty Szydło. My się wstrzymaliśmy od głosu, dając im warunkowo szansę na przedstawienie własnych propozycji i ich realizację. Niestety, okazały się po raz kolejny płonne te, można powiedzieć, marzenia Beaty Szydło, ona została też po drodze odwołana. Jest pan premier Morawiecki, który sobie kompletnie nie radzi, jest niewiarygodny również i jest nowy minister Ardanowski - swoją drogą minister Jurgiel, tak bardzo chwalony, również został odwołany, bo ja nie wierzę w żadne te zapewnienia, że to z powodów osobistych. Minister Ardanowski, jak każdy minister, na początku dostaje od nas kredyt zaufania, jak rząd. Tylko problem jest w tym, że początkowe już posunięcia ministra Ardanowskiego pokazują, że to jest głównie PR. Mocne słowa, natomiast za tym nie idą żadne czyny. Np. wprowadzenie zastosowania nowych neonikotynoidowów w rolnictwie kompletnie też nie licuje z tym, co Prawo i Sprawiedliwość mówi odnośnie wspierania rodzimej produkcji, walki z zachodnimi koncernami i tak naprawdę niszczy bioróżnorodność, niszczy środowisko, a o tym przecież też głośno mówimy.
A jaka będzie forma tej prekampanii jeszcze a później kampanii? Bo na razie, z tego co widzę, prezes PSL jeździ też po okręgach wyborczych, są te lokalne konwencje, czy to będzie tak wyglądało cały czas?
My jesteśmy wśród ludzi w terenie i prezes Władysław Kosiniak-Kamysz jest ewidentnie jedynym liderem partii politycznych, który jest wartością dodaną dla partii, bo nie można tego chyba powiedzieć o innych liderach, którzy nawet boją się czasami zabrać głos w Sejmie w konkretnych sprawach. I on jest w terenie non-stop. Chyba jedyny lider partii politycznej, który jest w trasie, można powiedzieć.
No, Włodzimierz Czarzasty też dużo jeździ.
To prawda. I my też bierzemy również kolejne swoje propozycje programowe wśród ludzi. Ale ta też kampania na pewno nabierze dynamiki wtedy, gdy zostanie ogłoszona, wtedy też zderzymy się pewnie z oszczercami, kalumniami, które na pewno będą w naszą stronę wysnuwane. Wtedy też trzeba dać temu odpór, bo sądzę, że opozycji, szczególnie po kampanii w 2015 roku, skończyły się już policzki do nadstawiania.
Też pytanie o internet. Jaki jest pana wniosek, jeśli chodzi o wpływ internetu na kampanię i w ogóle dyskusję publiczną, po tej akcji "Sami swoi"? Czy jest taki wniosek np., że kampania się całkowicie przenosi do internetu?
Też nie ukrywamy, że kampania w internecie będzie jedną z naszych głównych kampanii, dlatego że my też, jako partia polityczna, jako formacja, która dostała blisko milion głosów w ostatnich wyborach, która rządzi w 15 na 16 województw, jest po prostu bojkotowana przez Telewizję Publiczną, więc my czasami też nie mamy innego wyjścia, aby pokazywać swoje propozycje programowe, jak jest to internet. I to internet może być akurat tym narzędziem, którym trafimy do wyborców. Akcja "Sami swoi" pokazała - i to jest też zwiększanie roli internetu w wyborach... bo do tej pory często było tak, że to, co się działo w internecie, żyło swoim życiem w tej przestrzeni, a nie przenosiło się na media konwencjonalne, nie przenosiło się też do umysłów i serc Polek i Polaków. Ale teraz się to zmieniło i okazuje się, że to dociera bardzo mocno z internetu do terenu, wpływa na świadomość obywateli i zmienia ich rzeczywistość.
Też statystyki, badania pokazują, że np. na wsi też sam np. dostęp do internetu, do sieci szerokopasmowych, jest mniejszy.
Przez ostatnie lata się bardzo mocno poprawił.
To się poprawia, ale dalej jest nieco mniejszy, niż w dużych miastach. A duże miasta nie są tradycyjnym miejscem, gdzie PSL ma dobre wyniki, więc nie ma tu pewnej sprzeczności?
Nie, bo PSL nie jest też partią jednej grupy zawodowej. My chcemy trafiać do całego społeczeństwa, jesteśmy partią ogólnonarodową, bo "ludowy" znaczy "powszechny" i my też nie będziemy zakładnikami tylko paru grup i tylko wsi. Będziemy też otwarcie walczyć o elektorat miejski, ale nie zapominamy o swoim mateczniku, który jednak mimo wszystko, panie redaktorze, uważam, że w ostatnich latach szczególnie, bardzo mocno wszedł w tę industrializację internetową, bardzo mocno też na wsi ten internet jest rozwijany, i wpływ telewizji się zmniejsza. Wpływ prasy się zmniejsza, wpływ internetu jest coraz większy i to też jest wyjście naprzód. My też nie możemy przyjmować pewnych rozwiązań wtedy, gdy one już będą na stałe na rynku, ale wtedy też musimy je przyjmować, kiedy na rynek wchodzą.
Czyli z tego, jak rozumiem, wynika to zawołanie prezesa PSL, Władysława Kosiniaka-Kamysza, na tej jednej z konwencji, którą relacjonowałem, bo powiedział w pewnym momencie, że "wszyscy na Facebooka".
Tak, wszyscy na internety, wszyscy na Twittery i Facebooki, bo tam też naprawdę toczy się życie. Naprawdę bardzo dużo czasu, i to też wynika z wielu badań, spędzamy w mediach społecznościowych. My też postawiliśmy na pewien nowy trend w mediach społecznościowych - tam nikt nikogo nie będzie obrażał, nikt na nikogo nie będzie opluwał, nie będzie pokazywał negatywnej kampanii - będzie pokazywać przede wszystkim pozytywne działanie swoje, a jeśli będziemy dawać odpór kłamliwym tezom czy to premiera Morawieckiego, czy jego kolegów z Prawa i Sprawiedliwości, będziemy to robić w sposób żartobliwy i taki naprawdę ludzki, a nie butowania, chamskiego opluwania, jakie wykonują jego koledzy.
Natomiast pytanie jest na koniec, jak z pana perspektywy, jak pan ocenia to, co dzieje się w Warszawie? Ta polaryzacja Jaki-Trzaskowski jest widoczna, ale też z tym się wiele rzeczy wiązało właśnie w internecie, po jednej i po drugiej stronie, które były niefortunne, mówiąc delikatnie. Tutaj sztab Jakiego w spocie miał Pragę czeską, zamiast Pragę-Południe, Rafał Trzaskowski pisał o Bronisławie Geremku, w rocznicę jego śmierci, co wywołało ogromną falę szyderstwa. Jakie są pana wnioski z tej prekampanii w Warszawie?
Są trochę w nieciekawej roli, jako też przedstawiciel jednego z kandydatów, Jakuba Stefaniaka na prezydenta, jakbym miał oceniać kampanię jednego i drugiego.
Ale takie oceny państwo dokonują.
Z zewnątrz? Tak, to jest kampania totalna niestety. Totalny obóz władzy z totalnym obozem opozycji, a my się nie zapisujemy ani do jednego, ani do drugiego obozu. To też widać na tych spotkaniach, gdy i po jednej, i po drugiej stronie mamy często prowokatorów z drugiej strony politycznej. Mi się to po prostu nie podoba, bo tam po pierwsze nie ma żadnego konkretnego pozytywnego przekazu, tylko jest znowu ta negacja przekazu swojego przeciwnika. To niefortunne, czy to miejsca w spotach, czy stwierdzenia w PiS, wynikają na pewno też z tempa tej kampanii. Ja na pewno nie będę tutaj używał słowa "prekampania", bo to jest kampania wyborcza i myślę, że z tym się możemy zgodzić. To już tak widać. Ono jest bardzo zawrotne.
Ale zastanawiam się, jest wyższe, niż trzy lata temu.
Tak i w ogóle najwyższe w Polsce, dlatego też nie można w tym dyskursie nie uczestniczyć, tylko że naszą rolą i nasze miejsce w tej kampanii jest zupełnie inne, znaczy my nie wjeżdżamy na spotkania innych polityków...
Ale pamiętam, że kiedyś państwo publikowali zdjęcie z jednego ze spotkań w ramach akcji "Polska jest jedna", które miało pokazywać niską frekwencję.
Znaczy to zdarza się tak, że... bo my też żyjemy w lokalnych społecznościach i gdy PiS mówi, że są spotkania otwarte, zdarza się nam na nie wpaść, ja też uczestniczyłem w jednym z takich spotkań. Tam po prostu ludzi nie ma - jest lokalny aktyw i chcemy też pokazać tę kłamliwą twarz PiS-u, która jest w internecie.
Uważa pan, że strategia... bo też są inne strategie, np. przychodzenia na spotkania polityków PiS, niektórzy przedstawiciele opozycji przychodzą i mówią... są głośni, próbują te spotkania rozbić. Ma to sens pana zdaniem?
To prawda. Ja się na to nie godzę. To nie jest dyskusja ani dialog, za którym my optujemy. Ja też mówię na podstawie tych spotkań, w których ja uczestniczę, w których uczestniczy Władysław Kosiniak-Kamysz - na naszych spotkaniach nikt nikomu nie pisze pytań z kartki. Nikt nikomu nie dyktuje, co ma mówić. Każdy może z zewnątrz przyjść, zadać pytanie i chciałbym, żeby tak było też na spotkaniach innych polityków. Ale tak nie jest. Ja się też nie dziwię czasami tej frustracji ludzi, nie z konkretnych partii politycznych, ale w ogóle ze środowiska, z pewnej miejscowości, którzy przychodzą, chcą się dowiedzieć np. o innych projektach, chcą się dowiedzieć, jak rząd zamierza rozwiązać sprawę ASF, bo o tym w Telewizji Publicznej nie usłyszą, i nie mogą zadać tego pytania. I bardzo często jest tak, że stąd wynika ta frustracja.
Co będzie w przyszłości z kampanią, z prekampanią, to będziemy śledzić i śledzimy. Tymczasem bardzo dziękuję za rozmowę. Dziękuję bardzo, państwa i moim gościem był Miłosz Motyka, szef Forum Młodych Ludowców, wiceszef sztabu kampanii Polskiego Stronnictwa Ludowego w tej samorządowej.
Dziękuję bardzo i miłego dnia.