- W sprawie zakupu australijskich fregat nie było ani decyzji MON, ani mojej decyzji blokującej – powiedział premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla PAP. Tymczasem rozmówcy Onetu zgodnie potwierdzają, że decyzja o wycofaniu się z podpisania dokumentów intencyjnych podczas wizyty prezydenta w Australii zapadły jeszcze przed 15 sierpnia. Została ona podjęta na najwyższych szczeblach rządu i PiS-u.
Wojna o australijskie fregaty
Pierwsze informacje płynące z MON o możliwym zablokowaniu przez premiera Morawieckiego podpisania listu intencyjnego otrzymali między 12 a 13 sierpnia szef Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski i szef BBN Paweł Soloch.
Argumentacja, jaka towarzyszyła tej decyzji związana była przede wszystkim z wyborami samorządowi i przekonaniem kierownictwa PiS, że zakup używanych fregat może odbić się negatywnie na poparciu ich elektoratu na Pomorzu. - Przemysł stoczniowy czeka na oferty od rządu, by ruszyć z budową statków i okrętów dla Marynarki Wojennej. To są olbrzymie pieniądze i miejsca pracy – zauważa jeden z wpływowych polityków PiS, znający kulisy sprawy. Przyznaje, że lobby stoczniowe, które ma olbrzymie wsparcie w ministrze gospodarki morskiej Marku Gróbarczyku (bliski znajomy i współpracownik Jarosława Kaczyńskiego) czuło się zagrożone potencjalnym zakupem australijskich fregat.
Kilka dni przed wizytą prezydenta w Australii, dał temu wyraz minister Gróbarczyk. - Nie zgadzamy się z tym, aby pozyskiwać stare jednostki australijskie i w ten sposób hamować proces budowy w polskich stoczniach nowych okrętów obronnych typu korweta w ramach programów Czapla i Miecznik – powiedział w rozmowie z "Portalem Stoczniowym".
Odpowiedział mu minister obrony Mariusz Błaszczak w telewizji Trwam. Podkreślił, że wojsko będzie zamawiało okręty w polskich stoczniach lecz te mogą je wyprodukować dopiero za kilka lat, a Marynarka Wojenna potrzebuje ich już teraz. - Zakup fregat typu Adelajda to rozwiązanie pomostowe – podkreślał szef MON.