Ksenofobiczna i prawicowo-populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) miała od chwili swego powstania jak najgorszą prasę. Po wydarzeniach w Chemnitz sprzed niemal trzech tygodni największa niemiecka partia opozycyjna stała się przedmiotem gwałtownych ataków niemieckich polityków oraz mediów.
Mnożą się głosy o poddaniu partii pod obserwację Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiadu, oraz podejrzenia, że ugrupowanie to przejmują prawicowi ekstremiści związani ze sceną neonazistowską. W końcu zwolennicy AfD w Chemnitz maszerowali po zabójstwie 35-letniego Niemca przez imigranta z Iraku wspólnie z członkami ugrupowań neonazistowskich. Protestowali przeciwko obecności imigrantów w mieście. AfD nigdy nie kryła, że jest ugrupowaniem antyimigranckim.
Premier Bawarii Markus Söder zapowiedział już, że kontrwywiad w jego landzie zajmie się powiązaniami poszczególnych członków AfD z antyislamską PEGIDĄ oraz NPD, podejrzaną o sympatie neonazistowskie. Podobnie w Turyngii, gdzie szefem AfD jest Björn Höcke, który zasłynął ze słów, że pomnik Holokaustu w Berlinie jest przejawem hańby narodowej.
– Nadszedł już czas, aby demokracja zaczęła się bronić przed takimi ludźmi – grzmiał w środę w Bundestagu Martin Schulz, były szef SPD. W podobnym duchu wypowiadali się przedstawiciele innych ugrupowań.
Spór o Chemnitz
– Dążycie do kryminalizacji opozycji, tworząc front narodowy przeciwko AfD – bronił się szef AfD Alexander Gauland.