PO nie będzie miała tak komfortowej sytuacji. Ekonomiści są zgodni – gospodarka spowalnia. Jeśli rząd podejmie działania, by zapobiec temu zjawisku, dynamika PKB i tak spadnie do 4 – 5 proc. w najbliższych latach (z ok. 7 proc. w 2006 r.). Jeśli nie – może spaść nawet do 3 proc.
Główna przyczyna spowolnienia zdaniem głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu Janusza Jankowiaka to – paradoksalnie – rosnący popyt konsumpcyjny. Obecnie tak dużo kupujemy, że przedsiębiorstwa działające w Polsce nie są w stanie zaspokoić naszego apetytu na produkty i usługi. Oznacza to wzrost importu. Coraz większy deficyt w wymianie handlowej z zagranicą ujemnie wpływa zaś na PKB.
– Do tego nie pomaga nam sytuacja na rynkach światowych. Gospodarki amerykańska i krajów Unii Europejskiej powoli słabną. Nie będziemy tam eksportować tak dużo jak dotychczas. Co gorsza, eksportowi nie sprzyja też umacniający się złoty – uważa Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ.
W tej sytuacji motorem PKB mogłyby stać się inwestycje. Ale niestety przedsiębiorstwa w tej materii wyczerpały już swoje możliwości. Wolniejsze tempo PKB odbije się także na gospodarstwach domowych.
Prawdopodobnie już w połowie przyszłego roku zakończy się cykl wysokich podwyżek wynagrodzeń (co wpłynie na osłabienie popytu konsumpcyjnego). Bardziej odczuwalne będą wyższe ceny. Na skutek rosnących stóp procentowych zdrożeją kredyty hipoteczne i konsumpcyjne. Pogorszy się też sytuacja na rynku pracy. Co prawda ekonomiści nie przewidują wzrostu stopy bezrobocia, raczej ustabilizuje się ono na poziomie ok. 9 – 10 proc., ponieważ nowe miejsca pracy nie będą powstawać już tak intensywnie. Skutek jednak będzie taki, że pracownicy nie będą już dyktować warunków zatrudnienia.