Suski pod koniec lipca został usunięty z sejmowej komisji regulaminowej, której był wiceszefem. Podczas sejmowej debaty wspomniał bowiem o istnieniu instrukcji finansowej Platformy (w jej myśl członkowie PO, którzy sprawują funkcje publiczne, muszą odprowadzać 10-procenotwy haracz na rzecz partii). Został za to ukarany przez komisję etyki, a zgodnie z sejmowymi przepisami, poseł z karą dyscyplinarną nie może zasiadać w komisji regulaminowej. Dla Suskiego oznaczało to nie tylko pożegnanie się ze stanowiskiem wiceszefa ale także utratę dodatku do pensji wynoszącego 1,5 tys. zł (taką sumę otrzymuje co miesiąc wiceprzewodniczący komisji).
Teraz władze klubu PiS postanowiły powierzyć mu analogiczną funkcję w komisji ochrony środowiska. – To jedyna komisja, w której jest wakat na przysługującym nam stanowisku wiceszefa. Prezydium klubu miesiąc temu przeniosło więc Suskiego do tej komisji a teraz chce mu dać fotel zastępcy przewodniczącego – opowiada jeden z posłów PiS, który przygląda się całemu zamieszaniu. – To niesprawiedliwe. To stanowisko powinien zająć ktoś, kto pracuje w tej komisji od początku kadencji a nie spadochroniarz, któremu koledzy chcą dać zarobić – dodaje inny polityk tej partii.
– Do mnie nie docierają żadne głosy sprzeciwu. Marek Suski to dobry kandydat. Zasiadał w tej komisji w latach 2001-2005 – twierdzi szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.
Sam Suski przyznaje, że jego kandydatura wywołuje opór. – Cóż, nie wszyscy muszą mnie lubić. Decyzje personalne mają jednak to do siebie, że zawsze jednym się podobają a innym nie – mówi serwisowi Suski. Twierdzi, że objęcie komisji to sprawa honoru - odpowiedź na polityczną zemstę PO.