Reklama

Podrasowane auta jak tykające bomby. Dlaczego BMW Sebastiana M. było tak niebezpieczne?

Zdjęte blokady prędkości, zwiększona moc silnika, a w finale utrata kontroli - zabici i ranni. „Ulepszane” samochody sieją grozę. Eksperci alarmują: to trzeba ukrócić.

Publikacja: 28.07.2025 04:31

BMW sprawcy wypadku na ul. Sokratesa nie powinno być dopuszczone do ruchu

BMW sprawcy wypadku na ul. Sokratesa nie powinno być dopuszczone do ruchu

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Modyfikacje w BMW, którym na A1 Sebastian M. spowodował wypadek, doprowadzając do śmierci trzyosobowej rodziny zrobiły z tego auta samochód wyścigowy. To dzięki nim można było rozwinąć prędkość ponad 300 km/h – uznał biegły powołany przez prokuraturę i zaznaczył, że samochód po takich zmianach nie powinien wyjechać na drogi.

Tuning zwiększający osiągi, w tym likwidację ograniczenia prędkości, prowadzi do zmian, które zagrażają bezpieczeństwu. To trzeba ukrócić – twierdzą eksperci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita”.

– Przerobione samochody służą do jazdy na torze, w wyścigach, ale nie na drogach publicznych. A każdy pojazd po modyfikacji powinien być dokładnie zbadany na wyznaczonych stacjach diagnostycznych – mówi nam Rafał Ziółkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego z PZMOT, zarządu okręgowego w Gdańsku.

Gdy w Polsce podkręcanie osiągów i chwalenie się piracką jazdą w internecie jest wśród części kierowców popularne, świat dostrzegł zagrożenia i stawia bariery. – Producenci aut świadomie zakładają tzw. ograniczniki prędkości, a wzorem jest Volvo, którego wszystkie nowe modele nie rozpędzą się więcej niż 180 km/h – przyznaje Mikołaj Krupiński, rzecznik Instytutu Transportu Samochodowego.

Czytaj więcej

Sebastian M. nie przejął się ofiarami. Ujawniamy bulwersujące szczegóły aktu oskarżenia
Reklama
Reklama

Nie tylko na A1. Przerobiony samochód miał także sprawca głośnego wypadku na ul. Sokratesa

Opis przeróbek w BMW Sebastiana M. – według aktu oskarżenia, który ujawniła „Rz” – jest wstrząsający. W i tak już bardzo szybkim samochodzie zlecił on usunięcie fabrycznego limitu prędkości i zwiększenie mocy silnika. A gdy autoryzowany serwis samochodowy usunął wgrane modyfikacje modułu silnika, M. zrobił to jeszcze raz. Założył też antyradar.

Modyfikacja układu sterowania silnikiem miała istotny wpływ na zaistnienie, przebieg i skutki wypadku drogowego, albowiem pozwoliła na rozwinięcie tuż przed wypadkiem, prędkości w granicach od 315 do 329 kilometrów na godzinę. Jadąc z „irracjonalną wręcz prędkością, nie był w stanie uniknąć wypadku” – wskazuje prokuratura. Limit był do 140 km/h.

Takie przeróbki nie są wyjątkiem. Miał je w BMW, choć starszym modelu, Krystian O., który w 2019 r. na ul. Sokratesa w Warszawie na pasach zabił ojca rodziny. Biegły odkrył szokujące poprawki: zmianę z ruchu lewostronnego na prawostronny, modyfikacje w zawieszeniu i układzie hamulcowym, brak czujnika ABS, przez co przy skręcie koła się blokowały. Samochód nie powinien być dopuszczony do ruchu.

Czytaj więcej

Nie każdy pirat pije rum. Kim są sprawcy wypadków drogowych

Sportowe Renault Megane po „liftingu” miał 23-letni Patryk P., syn celebrytki, który dwa lata temu w Krakowie wypadł z drogi i uderzył w betonowy mur – zginął sam i troje pasażerów. Moc silnika zwiększył o 30 proc., do ok. 400 KM.

Ile tak podrasowanych samochodów jeździ po drogach? – Niewiele aut wyciąga ponad 300 km/h. Te, które to mogą, prawdopodobnie są po modyfikacjach – uważają eksperci. – Nikt nie jest w stanie tego oszacować. Na badaniu technicznym sprawdzane jest tylko, czy pojazd dobrze hamuje, nie kopci i czy działają światła. Mocy silnika nikt nie sprawdza – mówi Łukasz Zboralski, szef i twórca portalu Brd.24.pl.

Reklama
Reklama

– Skala może nie jest wielka, jednak skutki szaleńczej jazdy z taką prędkością i to, że poruszający się nimi udostępniają nagrania w internecie pewni swojej bezkarności – to jest porażające – mówi Janusz Popel, prezes fundacji Alter Ego, działającej na rzecz ofiar wypadków.

Co wolno przerobić legalnie? – Zwiększenie mocy silnika jest prawnie dopuszczalne. Przepisy zakazują wprost tylko zmiany nadwozia oraz – poza pewnymi wyjątkami – zmian konstrukcyjnych. Nie wymieniają przy tym mocy silnika. A co nie jest wprost zakazane, jest dozwolone – mówi „Rz” Mikołaj Krupiński. Ale „można dokonywać modyfikacji pod warunkiem, że nowe elementy są homologowane, czyli dopuszczone do użytku”.

Foto: PAP

I zaznacza: – Każda zmiana konstrukcyjna bądź wymiana elementów w pojeździe, powodująca zmianę danych technicznych w dowodzie rejestracyjnym powinna być zweryfikowana przez uprawnionego diagnostę w ramach dodatkowego badania technicznego i zgłoszona do wydziału komunikacji, by zaktualizować dane w dowodzie rejestracyjnym i CEP. Tą procedurą powinny być także objęte pojazdy, w których podniesiono moc silnika – mówi Krupiński.

Sprawa Sebastiana M. pokazuje, że bywa to fikcją. Pojazdy, w które mocno zaingerowano, przy nieodpowiedzialnych kierowcach są „tykającą bombą” – alarmują nasi rozmówcy.

Portal Prawodrogowe.pl zauważa, że tuning zyskuje popularność, ale „taka forma kreatywności bywa szkodliwa i sprawia zagrożenie dla innych”, bo „ulepszanie” często wykracza poza standardy określane przez producentów. Przybywa wypadków z udziałem takich aut – ocenia portal.

Reklama
Reklama

Szaleńcy na drogach są bezkarni. Bo droga była pusta, więc nie stworzyli „zagrożenia”

Eksperci twierdzą, że potrzebne są rozwiązania, które ukrócą zagrażające bezpieczeństwu modyfikacje. Jakie?

Łukasz Zboralski proponuje nałożenie rygorów na firmy robiące tuning. – Jeśli wzmacniają moc silnika, to muszą dopasować do tego inne układy, np. hamulce. Na takich firmach spoczywałaby prawna odpowiedzialność za przeróbki, dziś jej nie ponoszą – mówi Zboralski.

Rafał Ziółkowski: – Takie auta powinny być dokładnie zbadane na wyznaczonych stacjach diagnostycznych, niechby były po trzy w każdym województwie. Diagnosta decydowałby, czy je dopuścić do ruchu. Do tego muszą być wzmocnione policyjne kontrole.

Policjant drogówki ma inny pomysł: – Wprowadzenie przepisu, że jeśli kierowca spowoduje wypadek, a miał przeróbki w pojeździe, to zagrożenie karą wzrasta np. o trzy lata. Producent wyposaża auto w to, co najlepsze, poprawianie szkodzi – ocenia.

Za zdecydowanym podejściem jest Janusz Popiel:  Jeśli samochód ma radykalne modyfikacje, to automatycznie powinno być uznawane, że nie nadawał się do poruszania w ruchu drogowym. To są przeróbki umyślne, więc może warto, żeby zaczęło być to traktowane z pełną surowością.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Rząd chce skończyć z brawurą na drogach. Za zbyt szybką jazdę będzie groziło więzienie

Można zauważyć, że co do zasady większość kierowców jeździ dziś wolniej niż kiedyś. Do okiełznania została najgorsza grupa – tych, którzy jeżdżą 250-300 km/h, w tym dzięki „podrasowanym” autom. Wyczyny nagrywają, wrzucają do sieci i dopóki nie spowodują wypadku – są bezkarni. Ich sprawy są umarzane, bo droga była pusta.

Jak pirata, który jechał ok. 350 km/h trasą S79 i to nagrywał. Dostał zarzut spowodowania zagrożenia katastrofy lądowej, ale go wycofano. Dlaczego? Bo przepis mówi, że katastrofa musi zagrażać „życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach”. A droga nocą była pusta, więc uznano, że nikogo nie naraził. Popełnił wykroczenie.

W Sejmie jest już projekt zaostrzający kary za brawurową jazdę. Za nielegalne wyścigi ma grozić do 5 lat więzienia – tyle że przyjęto, iż wyścig to „rywalizacja co najmniej dwóch kierowców”. Jadący w pojedynkę 300 km/h pod ten przepis nie podpadnie.

Więzienie ma grozić też za znaczne przekroczenie dozwolonej prędkości i „stworzenie zagrożenia bezpieczeństwa innej osoby”.

Reklama
Reklama

Powinno się skasować zapis, o „realnym zagrożeniu dla innej osoby”. Wystarczyłby taki, że samo rozpędzanie się do 200-300 km/h jest nielegalnym wyścigiem, zagrożonym więzieniem. Tak jest to traktowane np. w Niemczech

Łukasz Zboralski, szef i twórca portalu Brd24.pl poświęconemu bezpieczeństwu na drogach

– Przy takim zapisie brawurowa jazda będzie karana tylko jeśli kierowca spowoduje realne zagrożenie dla innych. Jeśli na nikogo się nie natknie, kary nie poniesie – chociaż, co oczywiste, gdyby ktoś się pojawił, nie byłby w stanie zareagować – mówi Łukasz Zboralski. I uważa, że powinno się skasować zapis o „realnym zagrożeniu dla innej osoby”. – Wystarczyłby taki, że samo rozpędzanie się do 200-300 km/h jest nielegalnym wyścigiem zagrożonym więzieniem. Tak jest to traktowane np. w Niemczech – zaznacza.

Janusz Popiel wskazuje Francję, gdzie właśnie w życie weszły przepisy, które wprowadzają kary więzienia i 100 tys. euro grzywny za zabójstwo drogowe – „śmierć innej osoby bez zamiaru jej spowodowania”. – Na przykład przez niebezpieczną jazdę. Jeżeli ktoś zachowuje się w sposób nieakceptowalny z punktu widzenia normalnego użytkownika, powinno to być przestępstwem – mówi.

Modyfikacje w BMW, którym na A1 Sebastian M. spowodował wypadek, doprowadzając do śmierci trzyosobowej rodziny zrobiły z tego auta samochód wyścigowy. To dzięki nim można było rozwinąć prędkość ponad 300 km/h – uznał biegły powołany przez prokuraturę i zaznaczył, że samochód po takich zmianach nie powinien wyjechać na drogi.

Tuning zwiększający osiągi, w tym likwidację ograniczenia prędkości, prowadzi do zmian, które zagrażają bezpieczeństwu. To trzeba ukrócić – twierdzą eksperci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita”.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Przestępczość
Sebastian M. nie przejął się ofiarami. Ujawniamy bulwersujące szczegóły aktu oskarżenia
Przestępczość
Tomasz Siemoniak podaje dane o przestępstwach imigrantów. „Gdzie był wtedy PiS?”
Przestępczość
Syryjczyk odbity z rąk porywaczy. Żądali kilkaset tysięcy euro okupu
Przestępczość
Polscy gangsterzy wynajmowani do napaści na rosyjskich opozycjonistów
Przestępczość
Gwałt na mistrzostwach tenisa juniorów? Kto odpowiadał za bezpieczeństwo dzieci
Reklama
Reklama