Tematem dokumentu jest wycofanie wojsk rosyjskich z Gruzji. Prezydenci piszą w nim m.in., że porozumienie o zawieszeniu broni nie zostało jeszcze w pełni wprowadzone w życie. Dlatego sprzeciwiają się kontynuowaniu rozmów na temat umowy o partnerstwie z Rosją i wzywają rządy UE do żądania wycofania rosyjskich wojsk z Gruzji.
Deklaracja ta nie była konsultowana ani z premierem Donaldem Tuskiem, ani szefem dyplomacji Radosławem Sikorskim. Minister spraw zagranicznych dowiedział się o jej istnieniu na nieformalnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE w Marsylii od swojego litewskiego odpowiednika.
– W trakcie obrad szef MSZ Litwy położył na stół wspólne oświadczenie Lecha Kaczyńskiego i Valdasa Adamkusa – relacjonuje Sikorski. I on, i premier nie kryją oburzenia. – Nie jest mi do śmiechu, gdy o stanowisku Polski w sprawie relacji UE – Rosja dowiaduję się od ministra spraw zagranicznych Litwy. To nie pomaga nam w pracy – mówi Donald Tusk. Uważa, że Lech Kaczyński powinien skonsultować deklarację z rządem.
– Jeśli prezydent podejmuje jakieś działania w zakresie polityki zagranicznej, powinien współdziałać z rządem – mówi „Rz” Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. – Taki obowiązek nakłada na niego konstytucja. Forma i zakres tych konsultacji to inna kwestia.
Pałac Prezydencki bagatelizuje jednak sprawę. – Premier i szef MSZ nie mają się czym oburzać – komentował w TVN 24 prezydencki minister Michał Kamiński. Wyjaśniał, że o wszystkim wiedziała podległa MSZ polska ambasada na Litwie. – Nie raz słyszałem już, jak premier czy minister Sikorski się czymś oburzali, a potem przyznawali prezydentowi rację.Do stanowiska Lecha Kaczyńskiego w sprawie Gruzji premier nie chce się odnosić. Obawia się za to, że na zaplanowanym na piątek nadzwyczajnym szczycie UE na temat kryzysu finansowego prezydent może prezentować inne stanowisko niż rząd. – Jestem w stanie wyobrazić sobie taką sytuację, że prezydent może tam wygłaszać swoje zdanie, zamiast prezentować stanowisko rządu – mówi Donald Tusk.