Polityczny solista i Liliana w asyście

Jako wiceminister zraził górników do siebie i do PiS. Potrafił się chwalić, że miał dziewczynę ze Śląska. Nie wiedział, że Dąbrowa Górnicza to Zagłębie. Mylić te regiony to dla Ślązaków grzech

Aktualizacja: 06.12.2008 03:57 Publikacja: 06.12.2008 01:04

Ilekroć Paweł Poncyljusz spotyka się z Julią Piterą, zawsze okazuje jej ogromny szacunek. A kolegom

Ilekroć Paweł Poncyljusz spotyka się z Julią Piterą, zawsze okazuje jej ogromny szacunek. A kolegom z PiS tłumaczy, że każdy, kto chce zrobić karierę w Warszawie, musi być z nią w dobrych stosunkach

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Kilka dni temu Poncyljusz, główny liberał PiS, oświadczył niespodziewanie, że nie będzie już pracował w komisji „Przyjazne państwo” Janusza Palikota. Powód: poseł PO regularnie obraża prezydenta. A jeszcze przed rokiem obaj politycy, choć należą do zwalczających się partii, pozowali razem do zdjęć jako fachowcy, którzy będą naprawiać gospodarkę.

Poncyljusz jest jedną z barwniejszych postaci Prawa i Sprawiedliwości. Ten były harcerz, 39-letni ojciec czwórki dzieci, nigdy nie ukończył studiów historycznych. Za to liznął rachunkowości w policealnym studium. Prowadził hurtownię guzików i sklep „Korkowy dom”. Był też radnym Warszawy-Śródmieścia. Awanturę wywołał wtedy interes, który chciała zrobić jego żona – wraz z kilkoma osobami postanowiła przebudować dzierżawione garaże w centrum stolicy na pawilony handlowe. Jedna z radnych UW szacowała potencjalne straty dzielnicy na milion złotych. Poseł twierdzi jednak, że to była zemsta radnej, bo nie godził się na jej plan budowy centrum handlowego Arkadia.

Jako poseł Poncyljusz wsławił się m.in. udziałem w akcji zorganizowanej przez tabloid: „Czy da się przeżyć za 500 zł miesięcznie”. Kilka dni temu u boku Palikota i Joanny Senyszyn z SLD wziął udział w imprezie z okazji Dnia Życzliwości, za co dostał od PiS tygodniowy zakaz występowania w mediach.

[srodtytul]Wiceminister jak CBA[/srodtytul]

Mimo tych wszystkich wpadek jest zaufanym człowiekiem prezesa PiS. W 2004 r. Poncyljusz, z dziada pradziada mieszkaniec podwarszawskiego Piaseczna, na polecenie partii kandydował do europarlamentuz… Lublina. – Zgodziłem się i do dzisiaj mnie tyłek boli– wyznaje szczerze.

Rok później wziął na siebie trudną misję rozbicia układów w górnictwie, którą zlecił mu Jarosław Kaczyński. Został wiceministrem gospodarki. Nie znając śląskich realiów, zachowywał się jednak trochę jak słoń w składzie porcelany, a górnicy szybko go znienawidzili. Zwalczał drobne biznesy związkowców w kopalniach. Zdarzało się bowiem, że komisje związkowe prowadziły sklepiki zakładowe lub rozdzielały bony na jakieś towary.

Niektórzy twierdzą, że jako wiceminister popełnił też kilka błędów merytorycznych. – Wymyślił, że w branży wszyscy mający uprawnienia emerytalne powinni odejść z pracy. Wyrzucił kilkunastu dyrektorów, których potem trudno było zastąpić. Nie zreformował tym górnictwa, a my do tej pory mamy problemy z fachowcami – mówi Wacław Czerkawski ze Związku Zawodowego Górników w Polsce.

– Rzeczywiście, niepotrzebnie przetrzebił kadrę górniczą i na jej miejsce ściągnął ludzi z Warszawy – zgadza się poseł PSL Janusz Piechociński. – Ale miał odwagę powiedzieć związkowcom kilka niepopularnych rzeczy.

Jednak ci do dzisiaj uważają, że Poncyljusz po prostu ich zwalczał. – Wszelkiego zła upatrywał w związkach – mówi Czerkawski. – Zamiast się zająć problemami branży, szukał afer i tropił układy. Działał jak CBA! Joanna Kluzik-Rostkowska pamięta sytuację, gdy jako wiceminister pracy została wezwana na negocjacje z górnikami. – Było lato, miałam na sobie krwistoczerwoną sukienkę, a Paweł świetnie skrojony garnitur, górnicy zaś flanelowe koszule z podwiniętymi rękawami – opowiada posłanka PiS. – Pomyślałam, że ten ogromny dysonans utrudni nam rozmowy.

[srodtytul]Baloniki i cukierki[/srodtytul]

W rządowej karierze Poncyljusza takich dysonansów było więcej. Zabierał ze sobą na Śląsk asystentkę Lilianę Tahery, która zamiast niego podejmowała rozmowy ze związkowcami i szefami kopalń. Na patriarchalnym Śląsku budziło to ogromne poruszenie. – Liliana była dla nas nie do przyjęcia. Ustawiała dyrektorów spółek i trzęsła górnictwem! – wspomina Czerkawski.

Prezesi spółek skarżyli się politykom PiS, że muszą dyskutować „z jakąś dziewczyną”. – Lila była wiceministrem bis – wspomina polityk PiS. – Życzliwi ludzie mówili Pawłowi, że odbiera sobie wiele powagi, pozwalając tej dziewczynie wodzić rej w górnictwie.

A jedna z partyjnych koleżanek uważa, że skoro Lila miała tak dużą wiedzę, to Poncyljusz powinien był dać jej stanowisko dyrektora w resorcie, a nie asystentki. – To było wręcz seksistowskie – podsumowuje.

Wszystko to sprawiło, że górnicy nie chcieli z wiceministrem rozmawiać. Gdy w kopalni Halemba doszło do katastrofy i Kaczyński postanowił jechać na Śląsk, długo się zastanawiał, czy wziąć Poncyljusza. – Każde rozwiązanie było złe – śmieje się polityk PiS. – Ostatecznie Poncyljusz pojechał, a górnicy głośno komentowali: „ma szczęście, że przyjechał z BOR-em”.

Posłowie PiS do dzisiaj uważają, że Poncyljusz na zawsze pogrzebał szanse partii na rząd dusz Ślązaków. – Górnicy nie lubili mnie, bo się im nie podlizywałem, nie jeździłem na Barbórki i rozbiłem parę biznesów związkowych, co do dzisiaj ich boli – uważa Poncyljusz.

Po rządowym epizodzie poseł zastanawiał się nad porzuceniem polityki i przejściem do biznesu. – Z powodów materialnych – tłumaczy. Poncyljuszom się nie przelewa. On sam utrzymuje sześcioosobową rodzinę. Żona wozi dzieci samochodem do szkoły, a poseł dojeżdża do Sejmu rowerem. W tym roku kupili na kredyt 100-metrowe mieszkanie w stolicy, wcześniej mieszkali w 60-metrowym.

Partyjni koledzy Poncyljusza uważają, że jest pracowity, często spotyka się z ludźmi, przekopuje się przez tony materiałów. – Gdy się okazało, że ma szansę walczyć o prezydenturę Warszawy, spotkał się chyba ze wszystkimi dyrektorami warszawskich szpitali – mówi polityk PiS. Inny twierdzi, że poseł prowadzi zawsze morderczą kampanię wyborczą „od drzwi do drzwi”. Zasłynął z tego, że chodził po placach zabaw i rozdawał cukierki i baloniki.

[srodtytul]Pisowski liberał[/srodtytul]

Gdyby Poncyljusz został choć kandydatem PiS na prezydenta Warszawy, to byłby jego ogromny sukces. Jest bowiem politycznym solistą. Nie ma zaplecza, tylko kilku zaufanych radnych i młodzież, która dba o jego wizerunek w Internecie. W Sejmie nie należy do żadnej pisowskiej grupy, ale zręcznie między nimi lawiruje, nie wchodząc z nikim w konflikty. Dobrze wie, że jego los zależy od woli prezesa. Kariera Poncyljusza w PiS rozpoczęła się burzliwie. W 2001 r. był członkiem Ruchu Stu, elitarnej partii, do której należeli liberałowie, m.in. Aleksander Grad, dziś minister skarbu z PO, Paweł Graś, poseł PO, Krzysztof Piesiewicz, senator tej partii, Andrzej Olechowski, współzałożyciel PO. Tuż przed wyborami Ruch Stu się rozwiązał. – Część z nas poszła do SKL, część do RS AWS, a on do PiS – wspomina Graś. – To było przed formalnym powstaniem PO, więc pewno nie chciał skakać z kwiatka na kwiatek. Ale ideowo bliżej mu do Platformy niż do PiS.

Poncyljusz mówi, że nie wszedł do PO, bo w Warszawie budowali ją politycy, z którymi wojował w samorządzie.

[srodtytul]Chłopiec z plakatu[/srodtytul]

Młody polityk wyciął nowym kolegom z PiS brzydki numer – rozwiesił swoje plakaty na dwa dni przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii. Kierownictwo partii dostało niemal palpitacji serca. Ludwik Dorn, szef sztabu wyborczego PiS w 2001 r., doskonale pamięta tę historię. To były pierwsze wybory, po których partie nabywały prawo do dofinansowania z budżetu. – I jedną z moich głównych trosk było to, żeby PKW nie odrzuciła naszego rozliczenia – wspomina Dorn. – Gdybyśmy przez falstart Poncyljusza nie dostali dofinansowania, nie byłoby tak silnego PiS, jakim się stał.

Dorn skierował więc sprawę do prokuratury. – Zrobiłem, co musiałem, i widocznie PKW uznała, że choć mamy niesfornego kandydata, to władze partii dochowały staranności, bo nie czepiła się tego faktu – wspomina były marszałek Sejmu. Ale był tak zły, że przez pewien czas blokował wejście Poncyljusza do Klubu PiS. – Nie dość, że mógł PiS wpędzić w prawdziwe kłopoty, to jeszcze nie przyjmował do wiadomości, że źle postąpił – tłumaczy. – W końcu ktoś mnie przekonał, żebym go nie skreślał od razu. Dziś jestem za to wdzięczny, bo Poncyljusz to polityk, którego zalety przeważają nad wadami.

W 2005 r. Poncyljusz również postawił na niekonwencjonalną kampanię – w ciągu jednej nocy stolica została zaśmiecona jego podobiznami na drucianych nóżkach. Nielegalne plakaty zdobiły trawniki, pasy zieleni na jezdniach i słupy. Poseł robił dobrą minę do złej gry. – Plakaty musiały się pojawić jednocześnie, to jednorazowa akcja moich przyjaciół, więcej śmiecić nie będą – mówił dziennikarzom. W tym przypadku Dorn go broni: – Nie tylko Paweł tak postąpił, ale prasa właśnie jego wzięła na celownik i zrobiła aferę.

Czy Poncyljusz rzeczywiście ma szansę zostać kandydatem na prezydenta Warszawy? On sam przyznaje, że chciałby. Przed tygodniem Jarosław Kaczyński na zamkniętym spotkaniu Komitetu Politycznego partii wymienił go jako jednego z dwóch polityków branych pod uwagę. Ale Dorn nie wierzy, by dostał tę nominację. – To w PiS karuzela, Paweł prędzej będzie tym, któremu sroczka rozdająca obietnice ostatecznie łeb ukręci – przepowiada były marszałek.

Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"
Polityka
Nowy sondaż partyjny: PiS zyskuje. Dystans między KO coraz mniejszy
Polityka
Sondaż: Jakie poglądy ma Rafał Trzaskowski? Znamy opinię Polaków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji