Człowiek do specjalnych poruczeń

Paweł Graś. Jest legendarnie odważny – zachwalał go premier Donald Tusk, choć żadne legendy na temat odwagi nowego rzecznika rządu nie krążą

Publikacja: 28.02.2009 02:01

Paweł Graś już w czasach, gdy był doradcą premiera Jerzego Buzka, dał się poznać jako specjalista od

Paweł Graś już w czasach, gdy był doradcą premiera Jerzego Buzka, dał się poznać jako specjalista od kryzysowych sytuacji

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Nowy rzecznik prasowy rządu sprawia wrażenie człowieka ważącego słowa. Ale to pozory. Jeszcze kilka dni przed powołaniem do rządu kpił z prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że pomylił słowa „podpis” oraz „PO-PiS” i dlatego wspomniał o możliwym porozumieniu między tymi partiami. Słowa ministra sprawiedliwości na temat śmierci Polaka porwanego w Pakistanie skomentował: „od wypowiedzi Czumy włos się jeży na głowie”.

– Ma cechy chuligana, pozwala sobie na ironię i ostre pyskówki – ocenia go Maciej Płażyński, współzałożyciel PO, dziś poseł niezrzeszony. – Jako rzecznikowi trudno mu będzie utrzymać język na wodzy.

A w PO wszyscy plotkują, że Graś został zmuszony do przyjęcia funkcji rzecznika po serii medialnych wpadek Sławomira Nowaka, szefa gabinetu politycznego premiera, który np. wróżył bankructwo Polski.

[srodtytul]Przez GROM do kariery[/srodtytul]

– Jest legendarnie odważny – zachwalał nowego rzecznika Donald Tusk, choć żadne legendy na temat odwagi Pawła Grasia nie krążą.

Ten 45-letni polityk, z wykształcenia dziennikarz, który liznął nieco prawa, w latach 1988 – 1989 stał na czele NZS Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Był raczej pragmatykiem niż jastrzębiem – wspomina jego ówczesny zastępca Grzegorz Surdy.

W lutym 1989 r., gdy studenci walczyli o legalizację NZS, działacze z UJ postanowili rozpocząć strajk okupacyjny. Rektor i prorektor uczelni zagrozili wówczas dymisją, co doprowadziłoby do powołania partyjnego rektora komisarycznego. Graś – wbrew radykalnej części środowiska studenckiego – zdecydował o rezygnacji ze strajku okupacyjnego, zastępując go absencyjnym.

To od czasów NZS datuje się jego znajomość z wicepremierem Grzegorzem Schetyną, wówczas wrocławskim liderem organizacji. Ale zaraz po Okrągłym Stole Graś porzucił politykę. Założył firmę informatyczną i poświęcił się działalności gospodarczej. Z politycznego niebytu wyciągnął go w 1995 r. Czesław Bielecki, szukając ludzi do Ruchu Stu. Graś został szefem regionu małopolskiego.

– Był lubiany i bardzo sprawny, do dziś wielu z nas wspomina znakomite pikniki z grillowaniem, jakie organizował w ogrodzie swego domu w Zabierzowie – opowiada Andrzej Wysocki, były działacz Ruchu Stu.

Krakowscy politycy PO śmieją się, że w organizacji liczącej 100 członków łatwo się wybić.

[wyimek]Graś ma cechy chuligana, pozwala sobie na ironię i ostre pyskówki - Maciej Płażyński współzałożyciel PO [/wyimek]

Graś jednak miał pomysł na swoją karierę i konsekwentnie go realizował. Postawił na obronność i służby specjalne. Jako ważny polityk Ruchu Stu zorganizował konkurs na tytuł „Setnego chłopa”, czyli dla „ludzi zaradnych, którzy umieją rozwiązywać problemy”. Za osiągnięcia w 1996 roku laureatami zostali: Andrzej Milczanowski, były szef MSW, Konstanty Miodowicz, były szef kontrwywiadu, i Sławomir Petelicki, twórca elitarnej jednostki antyterrorystycznej GROM.

Od tej pory zaczął się flirt krakowskiego polityka z GROM. Graś bronił w Sejmie jednostki i Petelickiego, gdy popadł on w konflikt z Januszem Pałubickim, ówczesnym koordynatorem rządu ds. służb specjalnych. Brał udział w ćwiczeniach komandosów, a nawet przeszedł tzw. selekcję, czyli sprawdzian umiejętności przetrwania w trudnych warunkach, który GROM organizuje dla kandydatów do jednostki. – Traktowaliśmy go jak jednego z nas – mówi były oficer GROM.

Sytuacja zmieniła się, gdy PO zdobyła władzę. Przez pewien czas jednostka pozostawała bez dowódcy. GROM-owcy chcieli, by ich szefem został płk Dariusz Zawadka, i poprosili Grasia o pomoc. – Obiecywał interwencję, ale nic nie zrobił – opowiada jeden z oficerów.

Komandosi musieli sami dotrzeć do premiera Donalda Tuska i przekonać go do pułkownika Zawadki. Do dzisiaj mają o to do Grasia pretensje.

[srodtytul]Poseł w podróży[/srodtytul]

W 1997 r. Ruch Stu wszedł do AWS, a Graś dostał miejsce na liście do parlamentu. Przegrał jednak o włos wybory, choć – jak informowały lokalne media – wręcz zasypał swój okręg plakatami. Ale los się do niego uśmiechnął – w kwietniu 1998 r. premier Jerzy Buzek zrobił go swoim doradcą ds. obronności i bezpieczeństwa. Politycy opowiadają, że Graś sprawdził się w kryzysowej sytuacji, gdy Czeczeni porwali dwóch mieszkańców Krakowa.

– Był pomocny i zawsze świetnie przygotowany – twierdzi Krzysztof Kwiatkowski, dziś wiceminister sprawiedliwości.

W tamtych czasach poznał Grasia również Paweł Kowal z PiS, który sam był urzędnikiem średniego szczebla. – Razem pojechaliśmy do Lwowa, żeby przygotować wizytę Buzka na Ukrainie. Obaj byliśmy w dżinsach i swetrach. Przebieraliśmy się w garnitury w ubikacji na granicy – opowiada.

W 1998 r. z mandatu poselskiego zrezygnował Marek Nawara z AWS, obejmując urząd marszałka województwa małopolskiego, i Graś wszedł na jego miejsce do Sejmu. – Gdy zostaliśmy posłami z tego samego okręgu, spotkaliśmy się tylko raz, choć kilkakrotnie proponowałem mu rozmowę – mówi Kowal, nie ukrywając, że ma o to żal.

Trzy lata później Graś związał się z Platformą. W 2001 r. przegrał jednak lokalne prawybory na kandydatów do Sejmu i groziło mu, że nie będzie „jedynką” na liście PO do parlamentu.

– Tylko dwie osoby wzięły go wówczas w obronę – twierdzi Paweł Piskorski, były polityk PO. – Bartek Sienkiewicz i ja. Zrobiliśmy potężną awanturę, że taki dobrze zapowiadający się polityk nie może być zepchnięty na margines. I dzięki nam Paweł został liderem listy.

Wkrótce Piskorski, wówczas sekretarz generalny PO, uczynił Grasia swoim zastępcą. – Dogadywaliśmy się naprawdę znakomicie – opowiada Piskorski

– Zadziwiająco szybko znalazł się w ścisłej ekipie Donalda Tuska – potwierdza Płażyński. – Jest typem polityka zespołowego, któremu imponuje, że należy do wąskiego kręgu ludzi podejmujących decyzje. Większych ambicji nie ma, dlatego świetnie porozumiewa się z Tuskiem i Schetyną.

Rzeczywiście, kariera Grasia była błyskotliwa. Dobrze wiedział, jak się obracać w mediach. Zaprzyjaźniał się z dziennikarzami. Wziął udział w akcji „Super Expressu”: „Przeżyć miesiąc za 500 złotych”.

Prócz tego fruwał służbowo po świecie. Jeździł na konferencje prasowe dotyczące NATO i obronności, wziął udział w kursie w USA dla kandydatów na ministrów obrony narodowej. Wyjechał nawet na tydzień do Iraku z sześcioma innymi posłami, którzy chcieli zakosztować życia żołnierzy – chodzili w mundurach, wizytowali bazy, jedli w wojskowych stołówkach i brali udział w odprawach. Tych wyjazdów musiało być sporo, skoro na pytanie: „gdzie jest Graś?”, koledzy odpowiadali, że „grasiuje” po świecie. Rzadko natomiast bywał w swoim okręgu, o co lokalni politycy PO mieli do niego pretensje.

[srodtytul]Strażak Platformy[/srodtytul]

Politycy PO mówią o rzeczniku rządu z sympatią. Waldy Dzikowski opowiada, że Graś jest inteligentny, miły i ma duże poczucie humoru. – Jest sprawiedliwy i słucha racji innych ludzi – twierdzi.

– To jeden z nielicznych polityków mających ludzkie cechy – chwali Waldemar Rataj, dawny członek Ruchu Stu.

A poseł Marek Wójcik dodaje: – Paweł nikogo nie lekceważy, odbiera telefony od wszystkich kolegów z klubu.

Być może w tym tkwi tajemnica jego popularności. Bo przecież Graś był przez lata człowiekiem od nieprzyjemnych zadań. To on przywoływał do porządku skonfliktowanych działaczy i gasił partyjne pożary. Wziął na siebie kampanię wyborczą PO do parlamentu w 2005 r., gdy notowania partii Tuska pikowały w dół.

W Lublinie wyczyścił konflikt wokół Zyty Gilowskiej oskarżonej przez lokalnych działaczy o nepotyzm. Pisał potem w swoim blogu: „weekend zepsuty przez sprawę Zyty Gilowskiej, która nie pogodziła się z surową oceną jej działań (...). Duża strata, ale jak powiedział Donald Tusk, zasady są takie same dla wszystkich, nawet dla bardzo medialnej wiceprzewodniczącej partii”.

Wreszcie to on – jako komisarz – wkroczył do gabinetu wyrzuconego z partii Piskorskiego, by zabezpieczyć dokumenty mazowieckiej Platformy. – Powiedziałem mu wtedy, że pewnych zleceń się nie przyjmuje, i kazałem się wynosić, od tego czasu więcej nie rozmawialiśmy – opowiada Piskorski.

Mimo dużych zasług dla partii i absolutnej lojalności wobec Tuska i Schetyny w 2007 r. Graś nie dostał teki ministra, tylko stanowisko koordynatora ds. służb specjalnych, z mocno okrojonymi kompetencjami. Nie miał nawet bezpośredniego dostępu do premiera i szybko odszedł z rządu.

– To stanowisko było dla niego ogromnym upokorzeniem, odchorował je – twierdzi członek kierownictwa PO. Na dodatek powody ustąpienia koordynatora nie zostały podane, a w PO krążyła plotka, że premier pozbył się Grasia, gdy na jednym z zebrań odpysknął on Schetynie.

Politycy PO uważają, że Graś nie zrobi wielkiej kariery politycznej. – Nie ma takiej osobowości i może dlatego chętnie jest dopuszczany do najważniejszych spraw, bo nie stanowi politycznej konkurencji – mówią o Grasiu partyjni koledzy.

A Paweł Piskorski dodaje: – Zawsze będzie trzymany na krótkiej smyczy i wysyłany do trudnych zadań. To fajny facet, ale nie potrafi powiedzieć „nie”.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: [mail=e.olczyk@rp.pl]e.olczyk@rp.pl[/mail]

Polityka
Machcewicz o Nawrockim: Człowiek niezwykle brutalny, mam nadzieję, że nie wygra
Polityka
Karol Nawrocki spotkał się w Gabinecie Owalnym z Donaldem Trumpem
Polityka
Kandydat na prezydenta Marek Woch: Polska powinna mieć broń jądrową
Polityka
Donald Tusk wygłosił orędzie. „To nam przypadło nie tylko marzyć, ale przede wszystkim działać”
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
Joanna Senyszyn: Lewica to ja
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne