– Ale bieda – powiedział do Grzegorza Schetyny tuż przed rozpoczęciem wtorkowych obrad Rady Ministrów Radosław Sikorski. Wicepremier odparł z konsternacją i podejrzliwością widoczną w oczach: – Bieda, tak?
Zachował się w opisywany przez podręczniki sposób właściwy osobom, które nie wiedzą, jak zareagować. Bo wbrew opiniom mediów Schetyna już przed posiedzeniem rządu znał pomysł Donalda Tuska, że przestanie być wicepremierem. Słowa Sikorskiego jednak go zaskoczyły, chociaż było to klasyczne zdanie zagajające rozmowę (Sikorski nie wiedział, jakie będą losy wicepremiera). Tyle że Schetyna jest politykiem wyjątkowo ostrożnym. Pytany o to, komu ufa, odpowiadał bez cienia zastanowienia: – Tylko żonie Kalinie.
[srodtytul]Zły policjant[/srodtytul]
I mimo że wielu na niego polowało, zarówno z jego obozu politycznego, jak i z przeciwnego, nikt go do tej pory nie "upolował". – On nieposłusznym łamie kręgosłupy – taka opinia przylgnęła do Schetyny w jego dolnośląskim mateczniku. Z drugiej strony w kontaktach publicznych jawił się jako miły człowiek z sympatycznym uśmiechem. – Wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, gdy Schetyna się zmieniał w okamgnieniu – mówi Paweł Piskorski, były polityk PO, dziś szef SD.
Gdy Platforma wygrała wybory, Tusk chciał, żeby Schetyna został szefem Klubu Parlamentarnego PO. Pomysł był logiczny. Tusk miał zarządzać sprawami rządowymi, a jego najbliższy współpracownik pilnować zaplecza sejmowego.