Zaostrza się konflikt na linii samorządy – rząd. Wczoraj w Warszawie przeciwko planowanej likwidacji części sądów rejonowych protestowało kilkuset działaczy lokalnych z całej Polski. Samorządowcy obawiają się, że to jedynie wstęp do likwidowania przez rządzących kolejnych instytucji w średnich i mniejszych miastach. W tle toczy się walka polityczna o poparcie w kluczowych dla wyniku wyborczego miejscach.
– Nie damy osłabiać naszych małych ojczyzn – krzyczał pod budynkiem Ministerstwa Sprawiedliwości Wojciech Błaszyk, organizator akcji "Brońmy sądów". – Małe sądy działają często lepiej niż te, z którymi mają być łączone.
Samorządowcy przekonują, że nie da to żadnych oszczędności, lecz jedynie utrudni życie mieszkańcom. – Może z perspektywy Warszawy miejscowości Środa Śląska i Wołów są blisko siebie (to ok. 20 kilometrów w linii prostej – red.). – Tyle że, aby tam dojechać, trzeba jechać z przesiadką przez Wrocław niemal dwie godziny – oburza się Anna Wróblewska, pracowniczka sądu w Wołowie, która też przyjechała protestować w stolicy.
Niepokój samorządowców jest ogromny. – Dzisiaj rząd chce zabrać nam sądy. Jutro przyjdzie kolej na lokalne prokuratury, komendy policji czy straży pożarnej – mówi "Rz" Wojciech Rychlik, starosta zduńskowolski. – Argument o koniecznych oszczędnościach zawsze będzie pod ręką. A nasze miasta zostaną po prostu zdegradowane.
Wielu protestujących obawia się, że tak naprawdę chodzi o likwidację powiatów. – Już kilkakrotnie przymierzano się do likwidacji naszego powiatu. Pojawiały się pomysły, by podzielić go na pół i przyłączyć do sąsiednich – opowiada Władysław Krzyżanowski, burmistrz Ostrowi Mazowieckiej.