Piechotą po władzę

Wyprowadzanie swoich zwolenników na ulice ma dla opozycyjnej partii prawie same zalety

Publikacja: 08.12.2012 10:00

Marsz Niepodległości z 13 grudnia 2011 r. w Warszawie. Tegoroczna demonstracja ma być znacznie więks

Marsz Niepodległości z 13 grudnia 2011 r. w Warszawie. Tegoroczna demonstracja ma być znacznie większa

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

13 grudnia ulicami Warszawy przejdzie organizowany przez PiS Marsz Wolności, Solidarności i Niepodległości. Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego mają nadzieję, że w proteście przeciwko rządom Platformy Obywatelskiej weźmie udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

To już kolejny marsz organizowany przez PiS. Mijający rok jest zresztą rekordowy, jeśli chodzi o protesty uliczne. Organizowała je nie tylko największa partia opozycyjna, ale również narodowcy, środowisko Radia Maryja czy związkowcy z „Solidarności". W sumie na ulice wyszło kilkaset tysięcy ludzi.

Marsze stają się nieodłącznym elementem naszego życia politycznego, a dla opozycji są jednym z najważniejszych narzędzi w walce o władzę.

Smoleńsk, emerytury, Radio Maryja

W wyprowadzaniu ludzi na ulice niezwykle konsekwentny jest PiS. 10 każdego miesiąca w Warszawie odbywa się tzw. miesięcznica, czyli marsz na Krakowskim Przedmieściu, podczas którego politycy partii Jarosława Kaczyńskiego domagają się wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Niezależnie od pogody gromadzi od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi.

Jednak zwolennicy PiS demonstrują nie tylko pod hasłami „smoleńskimi". Protestują też przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego czy złemu traktowaniu Telewizji Trwam, której Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie przyznała miejsca na pierwszym multipleksie cyfrowym.

– To jest nasza odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne – tak o protestach mówi „Rz" poseł PiS Joachim Brudziński, który odpowiada za organizację marszu 13 grudnia. – W Polsce jest po prostu coraz więcej ludzi, którzy czują się wykluczeni, ludzi biednych, bezrobotnych. Są rozczarowani tym, jak wygląda nasze państwo. Ich głos rzadko przebija się w największych mediach, dlatego często jedyną szansą są uliczne protesty – dodaje poseł i podkreśla, że coraz większa frekwencja na marszach najlepiej pokazuje, że rząd Donalda Tuska nie ma dla dużej części społeczeństwa żadnej oferty.

Przy okazji organizacji ulicznych protestów partii Jarosława Kaczyńskiego udało się też zgromadzić wokół siebie różne środowiska, które na co dzień niekoniecznie blisko współpracują. Najlepiej było to widać podczas wrześniowego marszu „Obudź się, Polsko", który obok PiS współorganizowały środowiska związane z Radiem Maryja oraz „Solidarność". Nie zabrakło również klubów „Gazety Polskiej". W sumie ulicami stolicy przeszło wówczas ponad 100 tysięcy ludzi.

– To był największy protest w Polsce po 1989 roku – podkreśla poseł Andrzej Jaworski (PiS), który odpowiadał za organizację tamtej demonstracji. – A nie można zapominać o tym, że marsze w obronie Telewizji Trwam były w tym roku organizowane w wielu innych miastach i regularnie gromadziły od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi.

Jaworski zapowiada, że to dopiero początek i wiosną w Warszawie odbędzie się kolejna, jeszcze większa demonstracja.

Tak się mobilizuje partyjne doły

Co PiS chce osiągnąć, wyprowadzając ludzi na ulice? – Przede wszystkim jest to pokaz siły – mówi „Rz" dr Sergiusz Trzeciak, specjalista od wizerunku politycznego. – Tego typu demonstracje mają pokazać, że za danym ugrupowaniem stoją tłumy zwolenników. Do odbiorców idzie przekaz, że postulaty głoszone publicznie przez polityków PiS mają społeczne poparcie – dodaje.

Jak podkreśla dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, udział w marszach mobilizuje zwolenników i integruje ich z partią.

– Równie ważna jest mobilizacja tzw. partyjnych dołów. Działacze muszą zaangażować się w organizację marszu, co sprawia, że stają się bardziej aktywni. Kiedy później dojdzie do kampanii wyborczej, to przy generalnie małej aktywności politycznej polskiego społeczeństwa takie zaangażowanie może być na wagę złota – tłumaczy.

Eksperci zwracają jednak uwagę, że coraz liczniejsze demonstracje to również skutek zmian w krajowej polityce. – Hegemonia Platformy w wielu dziedzinach życia, ograniczenie roli parlamentu jedynie do roli maszynki do głosowania sprawia, że aktywność polityczna musi przenosić się gdzie indziej – przekonuje Chwedoruk.

Z kolei Trzeciak zauważa, że protesty po prostu dobrze się sprzedają w mediach. – Dzięki nim zyskujemy dodatkowe zainteresowanie – podkreśla.

Łatwy straszak

Jednak częste protesty niosą za sobą również zagrożenie dla organizatorów. – Takiej partii bardzo łatwo przypiąć łatkę awanturników. Co zresztą obóz rządzący stara się konsekwentnie robić – mówi dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Trzeba też pamiętać, że taki protest mobilizuje do działania nie tylko zwolenników partii, ale również ich zagorzałych przeciwników, którzy czują się zagrożeni.

Organizując marsz czy demonstrację, nie ma się też pełnej kontroli nad tym, co się w ich trakcie wydarzy. – Wystarczy, że podczas marszu dojdzie do zamieszek albo nawet tylko pojawią się obraźliwe hasła bądź transparenty i już efekt wizerunkowy może być zupełnie inny. W mediach zamiast dyskusji o postulatach protestujących tematem numer jeden będą te wydarzenia – podkreśla Trzeciak.

Narodowcy mają swoje pięć minut

Tak było chociażby w przypadku ostatniego Marszu Niepodległości organizowanego przez środowiska narodowe. 11 listopada na ulicach Warszawy zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jednak tematem numer jeden była awantura, do jakiej doszło na początku marszu.

Tłumy na marszu narodowców to dodatkowy czynnik, który zmusza partię Kaczyńskiego do organizacji ulicznych protestów.

– PiS po prostu nie może oddać pola. W społeczeństwie nie brakuje niezadowolonych z obecnych rządów, którzy chcą wychodzić na ulice. Jeśli na czele protestów nie stanie największa partia opozycyjna, chętnie zrobi to kto inny, choćby narodowcy, którzy poczuli, że mają właśnie swoje pięć minut – mówi Flis.

Protestom sprzyja wreszcie kryzys gospodarczy, więc będzie do nich dochodziło coraz częściej.

– Polska nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Protesty występują w całej Europie. Są one zresztą najczęściej dużo bardziej gwałtowne niż w naszym kraju – podkreśla Chwedoruk.

13 grudnia ulicami Warszawy przejdzie organizowany przez PiS Marsz Wolności, Solidarności i Niepodległości. Politycy partii Jarosława Kaczyńskiego mają nadzieję, że w proteście przeciwko rządom Platformy Obywatelskiej weźmie udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

To już kolejny marsz organizowany przez PiS. Mijający rok jest zresztą rekordowy, jeśli chodzi o protesty uliczne. Organizowała je nie tylko największa partia opozycyjna, ale również narodowcy, środowisko Radia Maryja czy związkowcy z „Solidarności". W sumie na ulice wyszło kilkaset tysięcy ludzi.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?