Skutki afery, którą „Rz” odkryła półtora roku temu, Platforma odczuwa do dziś.
Jak ujawniliśmy w lipcu 2011 r., w ciągu kilku zaledwie miesięcy liczebność gorzowskiej PO wzrosła o blisko 300 osób. Większa liczba członków w kołach pozwalała walczącym o władzę działaczom wystawić więcej delegatów na partyjne zjazdy. Problem w tym, że część osób zapisanych do Platformy nie miała o tym pojęcia.
Po wybuchu afery władze PO rozwiązały struktury w Gorzowie, a tamtejsza prokuratura wszczęła śledztwo. Kiedy w kręgu podejrzanych znaleźli się miejscowi notable, sprawę przekazano śledczym ze Szczecina.
Do tej pory zarzuty fałszowania podpisów usłyszało sześć osób. Wśród nich Marcin G., do niedawna asystent posła Witolda Pahla, i Jakub S., były doradca i asystent wojewody lubuskiego Marcina Jabłońskiego.
Żaden z nich nie przyznaje się do winy. Ostatnie zarzuty prokuratura postawiła w listopadzie i grudniu.