Piotr Duda i Jarosław Kaczyński zdecydowali wczoraj o utworzeniu wspólnego zespołu roboczego, który m.in. będzie opiniował ustawy. – Chodzi o to, byśmy konsultowali różnego rodzaju projekty ustaw. My byśmy konsultowali z „Solidarnością", „Solidarność" by konsultowała z nami, być może wspólnie byśmy ustalali jakieś przedsięwzięcia – powiedział po zakończeniu spotkania Jarosław Kaczyński.
W skład zespołu mieliby wchodzić eksperci związkowi i partyjni. Ze strony „S" ma to być jeden z najbliższych współpracowników Piotra Dudy – Henryk Nakonieczny, ekonomista Stephane Portet oraz prawnik Marcin Zieleniecki.
Wczorajsze porozumienie Jarosława Kaczyńskiego i Piotra Dudy to zaskoczenie. Do tej pory lider „S" lubił podkreślać swoją niezależność wobec partii politycznych. Co prawda w zeszłym roku „S" wzięła udział w marszu poparcia dla telewizji Trwam, ale po tym wydarzeniu związkowcy wielokrotnie starali się pokazać, że są od PiS niezależni.
– Myślę, że po nieudanym romansie Dudy z Kukizem szef związku zrozumiał, że nie jest w stanie porozumieć się z wieloma drobnymi organizacjami, postanowił szukać sojuszników wśród większych graczy. Zwłaszcza że ostatnie sondaże pokazują rosnące poparcie dla PiS, a Duda doskonale wie, że na politycznych salonach niewiele znaczy – mówi „Rz" politolog Wojciech Jabłoński.
– To normalne, że w sytuacji gdy atmosfera między partią rządzącą a związkiem zawodowym staje się coraz bardziej napięta, związkowcy zwracają się ku partii opozycyjnej. To punkt dla Kaczyńskiego – wtóruje Jarosław Flis, socjolog z UJ.