Zaprzysiężony zaledwie trzy tygodnie temu prezydent zdążył już złożyć do parlamentu dziesięć projektów ustaw i różnego rodzaju poprawek. Rada zlekceważyła wszystkie.
Zełenski proponował m.in. zmianę systemu wyborczego z mieszanego na proporcjonalny, likwidację immunitetu poselskiego, wprowadzenie odpowiedzialności karnej za nielegalne wzbogacenie się oraz przyjęcie ustawy o impeachmencie prezydenta. Jeżeli chodzi o tę ostatnią propozycję, parlament przyjął własną ustawę, która umożliwia powołanie specjalnej komisji śledczej w przypadku, gdyby prezydent dopuścił się „zdrady państwa".
To oznacza, że gdyby w przyszłości taka procedura została wszczęta, a komisja potwierdziłaby zarzuty, parlament mógłby odwołać głowę państwa. Zełenski zaś proponował powiązanie ustawy o impeachmencie z odebraniem immunitetu deputowanym, by „nikt nie czuł się bezkarny". Ale kontrolowana przez byłego prezydenta Petra Poroszenko większość parlamentarna postanowiła inaczej.
Zgodnie z konstytucją prezydent mianuje szefa MSZ, prokuratora generalnego, dyrektora Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) oraz ministra obrony. Najpierw musi jednak prosić parlament o zwolnienie poprzedników, by zaproponować na ich miejsca własne kandydatury. Nic z tego. Parlament pozostawił premiera Wołodymyra Hrojsmana i wszystkich jego ministrów do zakończenie kadencji. Nie pomogło nawet to, że szefowie resortów obrony i dyplomacji oraz dyrektor SBU już wcześniej dobrowolnie podali się do dymisji i złożyli odpowiednie wnioski w Radzie. To samo zrobił Hrojsman, który prosił o dymisję całego rządu. Jedynie prokurator generalny Jurij Łucenko kurczowo trzyma się stanowiska i, podobnie jak Rada Najwyższa, prowadzi wojnę z prezydentem.
W piątek zasugerował, że obóz prezydenta Zełenskiego planuje „kapitulację" i oświadczył, że na jego wniosek wszczęto trzy postępowania karne.