Operacja usunięcia Grzegorza Schetyny z fotela szefa dolnośląskiej PO była majstersztykiem Donalda Tuska.
Premier udzielił wsparcia europosłowi Jackowi Protasiewiczowi, tworząc szeroką regionalną koalicję przeciwko Schetynie.
Wierzył do końca
Sobotnie głosowanie było dramatyczne. Najpierw Schetyna otrzymał poparcie 199 delegatów, a Protasiewicz – 200. A zatem żaden z kandydatów nie osiągnął bezwzględnej większości 201 głosów. Zaczęły się spory w komisji liczącej głosy, potem nerwowe konstatacje i przerwy. W drugim głosowaniu Protasiewicz przeciągnął na swą stronę kilku ludzi Schetyny i niespodziewanie wygrał – otrzymał 205 głosów, a Schetyna – 194.
Według naszych rozmówców Schetyna do końca był przekonany, że na swym podwórku zwycięży bez trudu – wszak to on budował dolnośląską PO ponad dekadę temu.
Dziś, gdy nadszedł czas klęski, ludzie Schetyny dowodzą, że nie byli w stanie przewidzieć, iż stopień zaangażowania premiera i jego współpracowników w wybory na Dolnym Śląsku będzie tak duży. – Do ostatniej chwili delegaci odbierali telefony. Były obietnice miejsc na listach wyborczych stanowisk w administracji, w spółkach Skarbu Państwa – mówi rozgoryczony schetynowiec.